czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 8



-Zostań Harry, proszę...-wyszeptałam. Przytuliłam Go mocniej.
-Megg…Zajmij się Louisem… -powiedział szeptem.
-Harry proszę – spojrzałam w jego oczy.
-A Louis? -Zapytał.
-Louis ma mnie w dupie nie obchodzę go, przed chwilą mi to powiedział. Błagam zostań braciszku.
-Louisowi naprawdę na Tobie zależy, stara się, a ja to wszystko niszczę, Megg – powiedział.
-Nie chcesz zostać, to nie, nie będę cię zmuszać -powiedziałam smutno i pobiegłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i powoli zsunęłam się po nich. Łzy spływały wyznaczonym szlakiem po moich policzkach. Nikomu tak naprawdę na mnie nie zależało. Każdemu byłoby łatwiej beze mnie. W pewnym momencie ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
-Zostawcie mnie w spokoju. Przestańcie udawać – wyszeptałam, chodź prawdopodobnie tego i tak nie usłyszą. Hałas dobierając od strony drzwi był coraz głośniejszy, a ja praktycznie odpływałam.
-Megan! – krzyknął ktoś.
-Meggi! Proszę Cię otwórz!
Otworzyłam drzwi i za chwilę podbiegłam do toalety. Przez drzwi wpadł Louis i Harry.
-Megan! Jezu jakiego stracha nam napędziłaś – mówił Harry. Louis nic nie powiedział tylko zgarnął moje włosy do tyłu gdy wymiotowałam.
-Lou możesz mi powiedzieć co się z tobą do jasnej cholery dzieje?! -Wykrzyczałam gdy skończyłam wymiotować.- Co takiego zrobiłam? -Wyszeptałam i wybiegłam z łazienki.
-Pobiegłam do swojego pokoju i pod klamkę podłożyłam krzesełko, niech nikt tu nie wchodzi i będzie dobrze.
*perspektywa Louisa*
Po tym co Megan powiedziała, nie wiedziałem już nic. Oparłem się o ścianę i pociągnąłem za włosy.
-Co się dzieje?-Zapytał Harry. Pokręciłem tylko głową. Schowałem twarz w ręce. Cholera. Wszystko poszło się pieprzyć. Co ja najlepszego odwaliłem? Gdzie popełniłem błąd?
-Louis.... -Przytulił mnie.
-Wszystko spieprzyłem i nawet nie wiem jak i kiedy.
-Ale co się stało? Louis ją zabolało to, że powiedziałeś, że ona cię nie obchodzi.
-Ale tak nie jest. Mi chodziło o to, że……. Ehhhhh nie ważne. Spieprzyłem na całej linii. Nie ma co.
-Powiedz, trzeba to wytłumaczyć, Lou proszę cię.
-W sensie, że nie, że nie obchodzi mnie to, że jest chora, a o to, że gdy chciałem ją przytulić to mam gdzieś, że mogę się zarazić od niej.
-To chodź wytłumaczymy to.
-Ona nie chce mnie słuchać Harry – powiedziałem.
-Chodź, zależy jej.
-Myślisz? – spojrzałem na niego.
-Jasne że tak.
Wstałem z podłogi i ruszyłem za nim.
-Megg otwórz – zapukał do Jej pokoju.
-Proszę zostawcie mnie – powiedziała cicho.
-Meggi błagam cię, otwórz aniołku.
-Po co?-Zapytała.
-Musimy porozmawiać i coś sobie wytłumaczyć.
Po chwili otworzyła nam drzwi. Nie wyglądała jak wczoraj gdy ciągle się śmiała wieczorem.
-No co chcielibyście mi powiedzieć?-zapytała i poszła pod koc.
-Bo no wiesz…. – zacząłem.
-Chodzi o to, ze ty ciągle myślisz, że Louis ma cię gdzieś. Co jest totalną bzdurą, nie wiem jak mogłaś tak pomyśleć. Wtedy miał na myśli, że ma gdzieś, że może się od ciebie zarazić – powiedział Hazz.- A teraz Pan Młody może pocałować Pannę Młodą.
Harry popchnął mnie w stronę Megan i skierował tak moją głowę, że nasze usta się złączyły. Megan położyła się a ja usiadłem na niej okrakiem. Spojrzała na mnie odrywając się ode mnie.
-Naprawdę nie masz mnie gdzieś?-wyszeptała.
-Jak mogłaś tak pomyśleć?- spytałem patrząc w Jej oczy.
-Nie wiem. Przepraszam-cmoknęła mnie w usta. Pogłębiłem pocałunek.
-Za słodko tutaj – powiedział Harry i się wycofał z pokoju. – Idę do szkoły! Louis nie chcę być wujkiem, lub ciocią zależy od płci! Jasne?
-No jasne jasne -mruknąłem pod nosem i wróciłem do pocałunku. Megan się zaśmiała, ale oddawała pocałunek. Nie pewnie włożyła zimne ręce pod moją bluzkę. Podparłem się rękoma pomiędzy którymi znajdywała się Jej głowa. Delikatnie drapała mnie po plecach. Pocałunkami zjechałem na jej szyję gdzie zrobiłem kilka malinek. Z każdą malinką cichutko i słodko jęknęła. Włożyłem ręce pod jej koszulkę i spojrzałem w Jej oczy, po chwili jednak ona zniknęła gdzieś w kącie pokoju. Delikatnie mnie pocałowała. Każdy jej ruch był delikatny. Całowałem jej szyję, zjechałem do dekoltu.
-Boo... -Szepnęła.
-Hmm?? – wyszeptałem powracając do jej ust.
-Nie dobrze...-szepnęła czerwona.
-Słucham? – wyszeptałem. Nie rozumiałem o co Jej chodzi.
-Nie dobrze mi-zaśmiała się. Zaśmiałem się i zszedłem z niej.
-Zawsze coś nam przeszkodzi – powiedziała i wstała kierując się do wyjścia z pokoju.
-No widzisz? – podszedłem do niej. – Ale jeszcze do tego wrócimy – wyszeptałem jej do ucha gdy stała do mnie tyłem i objąłem ją rękoma w pasie. Pocałowałem jej szyję. Gdy to zrobiłem lekko ugięły się jej nogi. Lubiłem jak na mnie tak reagowała. Kochałem ją też zawstydzać.
-Obejrzymy coś Boo? -Spytała gdy się otrząsnęła.
-Możemy – powiedziałem i wziąłem ją na ręce. Zaśmiała się.
-Zrobisz herbatkę?-Zapytała wtulając się we mnie.
-Jak tylko sobie Księżniczka życzy – położyłem ją na kanapie w salonie i poszedłem do kuchni zrobić jej herbatę.
-I cistaeczkaaaa!
-Tak jest – zasalutowałem. Zaśmiałem się pod nosem. Po chwili usłyszałem dźwięk telewizora. Pokręciłem głową. – Coś jeszcze?
-Już nieeee-zaśmiała się. Przyniosłem jej ‘zamówienie’ i usiadłem obok niej.
-Co oglądamy – powiedziałem sadzając ją sobie przy okazji na kolanach.
-Nieee mam pojęcia-powiedziała i kichnęła.
-A na co masz ochotę?- spytałem.
-Komedia? -Zapytała wtulając się we mnie.
-A jaką? To Ty tu podejmujesz decyzje – powiedziałem. – Ale oczywiście tylko dopóki jesteś chora.
-Dlaczego tylko dopóki jestem chora? -Zapytała z oburzeniem.
-Bo później to ja będę tutaj rządził. To ja będę nosił spodnie w związku – zaśmiałem się.
-W związku? – spytała zdziwiona.
-Mhm.. – pocałowałem ją. Oddala pocałunek.
-Hah a ja będę nosiła spódnice tak? Ja też chcę rządzić.
-Nie. To ja jestem tu od tego kochana. To co oglądamy?
-Jak to nie? O kochaniutki ja rządzę -Powiedziała stanowczo.
-Jeszcze zobaczymy – powiedziałem w jej usta przed pocałunkiem.
-Wygram ja.
-Mhm…
-Mhm..
-O której wracają? – spytałem.
-Po 15, a co?
-Chcę wiedzieć do której mam czas by się Tobą nacieszyć.
-Cały czas możesz...um Boo?
-Cały czas powiadasz? Kusząca propozycja… Tak?
-Um...będziesz ze mną dzisiaj w nocy czy wracasz do domu? Zboczeniec-dodała ze śmiechem.
-Nie wiem. A jak wolisz? – spytałem. – Nie jestem zboczeńcem.
-Jesteś mój. Chce żebyś został. Na noc. Ze mną.
-Harry mnie w końcu zabije – zaśmiałem się. Jeżeli tak dalej pójdzie to mnie jaj pozbędzie.
-Nie zabije cię, nie pozwolę.
-Ale jaja mi na 100% urwie.
-Bo? Tylko ja mogę ci jaja urwać.
-Ej. Co ty chcesz od moich jaj?? O sztuczne zapłodnienie później będziesz się starać?
-Urwę ci jaja jak będziesz nie grzeczny.
-No wiesz co – pocałowałem ją. – Zobaczymy czy dotrzymasz słowa.
-Jak mnie zranisz to urwę.
-Nie mam najmniejszego zamiaru Cię ranić, Księżniczko.
Przytuliła mnie.
-Nie chce oglądać.
-A co chcesz robić? – objąłem jej malutkie, delikatne ciało swoimi ramionami.
-Nie wiem panie Tomlinson a pan?
-Nie mam pojęcia, mi wystarczy tylko siedzenie z Tobą.
Szybko mnie pocałowała i położyła się kładąc nogi na moich udach.
- Tak mogę leżeć cały dzień – powiedziała.
Uśmiechnąłem się i delikatne siadłem na nią okrakiem.
-A ja siedzieć cały dzień.
-Złaź ze mnie – próbowała mnie zrzucić z siebie.
-Czemu?-Zapytałem smutno.
-Jesteś ciężki. Loui! – zaśmiała się całując mnie. Uniosłem lekko tyłek tak że nad nią wisiałem.
-Lepiej, marudo?
-O wiele…
Zaśmiałem się i czule ja pocałowałem.
-To my może nie przeszkadzamy… - z salonu wycofał się Harry z Niallem, Zaynem i Liamem. Megan jak na zawołanie zrobiła się czerwona. Zaśmiałem się cicho. Wstałem z niej i pomogłem jej wstać. Poszliśmy do chłopaków którzy byli w pokoju Hazzy.
-Stój-zatrzymała mnie i wyciągnęła ręce- zanieś mnie proszę Boo.
-Leń się w Tobie odezwał? – spytałem z rozbawieniem i wziąłem ją na ręce. Wszedłem po schodach na górę do pokoju Harry’ego.
-Każdy ma prawo do lenistwa, a ja jestem chora i mam taryfę ulgową – wywróciłem oczami.
-Cześć – przywitałem się z chłopakami.
-Czemu ją nosisz? – spytał się Zayn śmiejąc.
-Nic nie mów – na moją wypowiedź Megg się zaśmiała.
-No już mnie postaw i idź po moja herbatkę i ciastko -pocałowała mnie w policzek. Westchnąłem. Ale szybko przyniosłem jej rzeczy. Chłopaki już mieli ze mnie polewkę.
-Megg daj Louisowi spokój – powiedział Harry.
-Jestem chora, mam lenia. Chcecie podzielić jego los? – spytała.
-Ja nic nie mówiłem -krzyczał Niall.
-Harry w takim razie idź po mój kocyk braciszku -zaśmiała się.
-Boże… - teraz to ja się z niego śmiałem.
-No ruchy staruchu! Zimno mi!
-Kiedy wyzdrowiejesz odegram się – zagroził.
-Ale Lou mnie uratuje prawda? – spytała mnie.
-Jasne aniołku-przytuliłem ja.
-Rzygać mi się przez was chce – powiedział Zayn.
-Kibelek na prawo -powiedziała.
-Myślałem, że się nade mną zlitujesz.
Wstała i przytuliła Zayna.
-Ej bo zrobię się zazdrosny! – powiedziałem.
-No to będziesz – powiedziała i usiadła na kolanach Zayna, na co on objął ją ramieniem. Pokręciłem głową z uśmiechem.
-Co robimy? – spytał Liam. Wrócił Hazz z kocem i dał mojej księżniczce.
-To ja może sobie pójdę, a wy sobie pogadacie – powiedziała i wyszła z pokoju.
-Co ty jej zrobiłeś? – spytał Harry z wyrzutem.
-Ja naprawdę nic jej nie zrobiłem – broniłem się.
-Jeśli będzie w ciąży zajebię i jaja urwę bo do niczego ci się nie nadadzą.
-Co wy macie do moich orzeszków?! -Krzyknąłem i poszedłem za Megg.
-Jemu coś odbiło… – tylko tyle usłyszałem z wypowiedzi Zayna. Megan nigdzie nie było. Nie mogłem jej nigdzie znaleźć więc wróciłem do chłopaków.
-I co wróciłeś zakochańcu? – śmiał się Niall.
-Oj zamknij się już.
-Co, nie znalazłeś swojej wybranki? – zapytał Liam.
*W tym czasie Megan wymiotowała w łazience po czym gdy skończyła wyszła do apteki *
-Nie ma jej.
-Ty chyba na serio się zakochałeś – powiedział, a bardziej stwierdził Zayn. Wzruszyłem ramionami.
-No i co ja mam niby zrobić? – pytał Harry. – Powinienem cię opieprzyć za pieprzenie mojej siostry. Od dzisiaj nie będę wyrodnym bratem. Tylko spróbuj się do niej zbliżyć. Tomlinson nie przeżyjesz wtedy. Oj ja już Ci to obiecuję.
*na dworze rozszalała się wielka burza, Megg weszła przemoczona. Do domu*
-Nie pieprzyłem się z twoją siostrą.
Weszła Megan do pokoju całą mokra.
-Ha-azz g-dzie m-ój swe-ter-ek?
-Nie wcale – kpił Harry. – Ehh… - ciągnął się za włosy. – Fuck! Jestem złym bratem pozwalając się jej z tobą spotykać. Już chodź Megg – wyszedł z nią z pokoju.
-Ha-zz ja nie... On b-był grze-czny -wyszeptała zmarznięta.
*perspektywa Megan*
-I tak mam go dosyć – wysyczał. – Chodź najpierw się umyjesz, co ci wpadło do głowy by wychodzić chora?
-Har-ry błag-am c-ie no, n-o jes-te-m ch-ora to mu-siał-am iść d-o apt-eki a ni-e m-oja wi-na ze zacz-ęło pad-ać.
-Megg…… Błagam Cię nigdy nie wychodź gdy jesteś chora. Okay? A to, że jesteś chora nie oznacza, że Louis ma ciągle przebywać z tobą. Od dzisiaj ja i tylko ja się do ciebie zbliżam, bo któryś jeszcze z chłopaków wpadnie na głupi pomysł.
-Ale o co ci chodzi?  Harry...-poszłam do mojego pokoju i przytuliłam się do Louisa.
-Megan zaraz jeszcze bardziej się rozchorujesz! – poszedł za mną. Wtulałam się mocno w Lou.
-O co mu chodzi?
-Co?- spytała pozostała czwórka niewtajemniczonych.
-Zabrania mi się spotykać z Boo.
-Harry – skarcił go Liam i Niall.
-No co? Za młoda jest!-krzyczał.
-Harry! Spójrz na mnie!-rozkazałam. Nie spełnił mojego polecenia. Nie odwrócił wzroku z chłopaków na mnie ani na chwilę.
-Harry do cholery jasnej! Ja... Go... -Zrobiłam tu duża przerwę - chyba kocham -szepnęłam cicho. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie usłyszał. Siedziałam cicho wtulona mocno w Lou.
-Że ty go co, za przeproszeniem kurwa?
-To co słyszysz. No dalej. Podejdź. Pobij mnie najlepiej zabij nie będziesz miał już problemu. Po ci jestem? Żebyś się wyzywal. Każdy chłopak do tej pory się ze mnie wyśmiewał. Ale w końcu znalazł się jeden taki co mu na mnie zależy...-wstałam- na co czekasz? No dalej wyrzuć mnie najlepiej przez okno możne nie będzie bolało tak jak przy zrzuceniu ze schodów.
Stał tam nie ruszając się nawet. Wybiegłam z pokoju do siebie. Kurwa jak teraz przydałoby się mieć przyjaciółkę. W pokoju znalazłam apteczkę. Wzięłam leki na ból głowy po czym zeszłam na dół robić sobie i Lou kolacje. Przy okazji czekając aż Hazz przyjdzie mnie pobić. Nie miałam już siły na nic i w dodatku ktoś sobie zażyczył nas odwiedzić zapowiadając się pukaniem do drzwi. Podeszłam do nich i je otworzyłam. Stałam chwilę zdziwiona za ich powłoką stałą przemoczona Emily.
-Boże Em, właź do środka. Co Ci się stało?
-Musimy porozmawiać, same. Możemy u ciebie? – spytała błagająco. Pokiwałam twierdząco głową i skierowałyśmy się w stronę mojego pokoju.
-Megan, ja…..Ja naprawdę nie wiem co mną zawładnęło………ja nie chciałam……zawsze byłaś mi najbliższą przyjaciółką a teraz….. Proszę cię Megan wybacz mi….. – mówiła gdy weszłyśmy do pokoju, a ja zabarykadowałam drzwi. Na jej słowa nic nie odpowiedziałam tylko mocno ja przytuliłam. – Tak bardzo Cię przepraszam – wyszeptała i zaczęła płakać.
-Nie płacz Em… Chodź dam Ci jakieś moje ciuchy. Zostaniesz tutaj na noc.
-A Harry?
-On nie musi więcej wiedzieć – wysyczałam zła.
-Co się stało?-spytała gdy się przebierała.
-Lepiej nie mówić. Louis zaczął się mną interesować, a ja się w nim zakochałam. Harry wpadł w furię – wyszeptałam.
Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
-przejdzie mu.
-A co jeśli nie? Co będzie kiedy zawsze on będzie robił wszystko przeciwko mnie dopóki mnie nie wykończy?
-Daj mu szansę tak jak teraz dałaś mi, spokojnie.
-Ja się go boję. On jest nieobliczalny, ostatnio tak się schlał, że zrzucił mnie ze schodów i bił – łzy płynęły po moich policzkach.
-Już spokojnie razem damy rade -uspokajała mnie.
-Nie wierzę, że on może się zmienić.
-Już spokojnie- głaskała mnie po plecach, a ja ze zmęczenia i choroby usypiałam. – Śpij Megan dziś dużo przeszłaś. Przeszłam leniwym krokiem do łózka i się położyłam.
-Dobranoc – szepnęłam.
-Dobranoc – uśmiechnęła się.

*perspektywa Zayna*
Usłyszałem jak Megg wpuszcza kogoś do domu i zaczyna rozmawiać, głosy zbliżały się coraz bliżej po czym ucichły.
-Kto przyszedł? – spytał Niall.
-Nie wiem – odpowiedział Harry. Po tym co powiedziała mu Megan był załamany. Nie wiedział co ma zrobić. Wiedział, że bardzo ją zranił. Nie wiedział jak to naprawić. Martwił się o nią. Bał się. Nie ważne co się dzieje ale to jego siostra i szczerze się o nią martwi. Boi się nawet zaufać Louisowi by powierzyć mu ją jemu.
-Przepraszam, Harry-wszeptał Loui.
-To ja cię powinienem przepraszać BooBear… To wszystko moja pieprzona wina!
-Hazz nie twoja-podszedł do niego.- ona powiedziała ci prawdę a teraz się uspokój i idź do niej i ja przytul bez względu na to co robi.
-Jestem skretyniałym idiotą.
-Harry...wierze w ciebie...naprawisz to wszytko-złapał go za rękę i razem poszli do pokoju Megan. Wraz z Liamem i Niallem poszliśmy za nimi. Zapukali cicho, nikt się nie odezwał. Louis nacisnął klamkę, ale drzwi były zamknięte.
-Megan? – spytał cicho. W pewnym momencie drzwi się otworzyły a w nich stanęła Emily.
-Słucham was?
-Co ty tu robisz? – spytał Harry.
-Pomagam Megg, a wy co chcecie bo Megan właśnie zasnęła wiec może ciszej?
Weszliśmy do pokoju.
-Tylko jej nie obudźcie-mruknęła.
-Mhm – wymruczał Liam. Razem usiedliśmy na około śpiącej słodko siostry naszego przyjaciela.
-Nie daję rady – wyszeptał Harry. – Jestem najgorszym bratem.
-Kocham cię Braciszku - wyszeptała cicho Megan przez sen.
-Ja ciebie też Siostrzyczko – uśmiechnął się blado.
Przekręciła się na bok tak że była bardzo blisko Hazzy a ten objął ja ramieniem. Uśmiechnąłem się na ten widok.
-Widzisz, nie jesteś złą kocha cię, nie jesteś najgorszy dla niej zawsze będziesz najlepszy...
-Dziękuję – wyszeptał w nasza stronę.
-Po to jesteśmy – uśmiechnął się Liam.
-Ale i tak dziękuję – uśmiechnął się i pocałował siostrę w czoło. Uśmiechnęła się przez sen. – My nie przeszkadzamy. Cześć. – wyszliśmy za nim zostawiając samą Megan z Emily. Harry miał problem z wyjściem iż jego siostra złapał go mocno za rękę.
-Ty tu chyba musisz zostać – zaśmiałem się.
-Hah to chyba zostanę - uśmiechnął się. Megan coś wymruczała pod nosem. Po chwili wtuliła się w niego a my wyszliśmy z pokoju.
-Nie rozumiem tej dwójki – powiedziałem.
-Nikt nie rozumie -mruknął Ni z kanapka w buzi.
-Oni są niemożliwi. Nie da rady pojąć co się dzieje w ich umysłach – powiedział Liam.
-W dodatku, że jedna osoba z nich to dziewczyna – zaśmiał się Louis.
-Hahahaha dziewczyny nikt nie zrozumie, ona sama siebie też nie ogarnia. Płacze z byle powodu i nic jej nie pasuje-gadał blondyn. Louis się spiął.
-No jak ją zaleje morze czerwone no to co się dziwisz… - dopowiedział Liam, a Louis był wkurzony.
-Na szczęście Megg taka nie jest – spróbowałem załagodzić sytuację.
-Oj tam no, przecież to jak sikanie którego się zatrzymać nie da i tyle-buzia mu się nie zamykała.
-No właśnie tylko krwią i w dodatku może trwać do 2 tygodni – znów wtrącił swoje trzy grosze Li.
-Wy jesteście chorzy psychicznie chyba – powiedziałem.
-Hhehehehuehuehue ja zawsze!-darł się Irlandczyk. Louis pokręcił głową z politowaniem, a ja z otwartej dłoni uderzyłem się w czoło. Po chwili Lou wyszedł do kuchni. Poszedłem za nim musiałem z nim pogadać. Zaczął jeść kolacje która najprawdopodobniej przygotowała Megan.
-Louis… - zacząłem nie wiedziałem jak się o to jego zapytać.
-Tak? – zwrócił na mnie uwagę.
-Czy Ty…. Co Ty tak w ogóle do niej czujesz? – spytałem a on westchnął. Przejechał dłonią po twarzy i chwilę się zastanawiał i już myślałem, że nic nie powie, aż zaczął opowiadać.
-Zayn...ja...zatkało mnie jak powiedziała ze chyba mnie kocha, po prostu jej bezbronność jest taka słodka, ona sama urocza taka mała, taka po prostu idealna...-miał spuszczoną głowę. Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową, usiadłem naprzeciwko niego. Pierwszy raz widziałem go w takiej sytuacji. Jego oczy były rozmarzone i pełne blasku. Był zarazem skupiony jak i gdzie indziej. Ona naprawdę namieszała mu w głowie.
-Nasz Loui się zakochał – powiedziałem bez odrobiny kpiny w głosie.
-No wiem-jęknął.
-Ej to nic złego stary – pocieszałem  go.
-Harry mnie chce zabić.
-On się martwi. Boi się, że Ty możesz popełnić jego błędy. Boi się oddać jego małą siostrzyczkę w ręce innego faceta. Boi się, że wtedy on nie będzie istniał w jej świecie.
-Ona go bardzo kocha i na pewno zawsze będzie istniał w jej życiu i świecie. Ja nic jej nie zrobię. Nie zranię jej.
-Ale on tego nie umie pojąć! Wiesz jaki on mam mały móżdżek.
-Hahhahahah ja też mam mały i żyję.
-Mój Boże z kim ja się zadaję. Możliwe, że Horan jest od was mądrzejszy.
-Hahah to możliwe.
-Wy naprawdę jesteście aż tak głupi? Louis ja ci tu radzę, a ty wyskakujesz z tym, że masz mały mózg, i że jesteś głupi?
-Bo jestem-szepnął smutno.
-Ej stary! Wcale nie jesteś głupi.  Tylko zakochany. No co może wyjść na jedno i to samo…
W pewnym momencie po prostu się nie odezwał i mnie przytulił.
-A to za co? – spytałem odwzajemniając gest.
-Tak po prostu.
-A tu się tulą bez nas? – spytał z oburzeniem Niall wchodząc do kuchni zapewne po kolejną kanapkę. Jednak nie wziął jej a dołączył do grupowego miśka, a za nim Liam.
-Dobra mordki powietrze....-Zaśmiałem się.
-Nie przeżyjesz bez niego? – spytał z nadzieją w głosie na dalsze przytulanie Niall.
-Może chwile...
-jej! – uśmiechnął się i mnie przytulił. Staliśmy tak bardzo długo. W końcu blondyn zgłodniał. – Muszę coś zjeść –powiedział a my się zaśmialiśmy. Po chwili Lou zniknął i poszedł na górę, najprawdopodobniej do pokoju Megan.
-Ta cała miłość go zmienia w ckliwego chłoptasia – mruknął Liam. – Musi się wyżyć, bo zamyka się w sobie. Idziemy na siłownię jutro?

-Jasne ze tak-uśmiechnąłem się. Co jak co, ale na siłownię chodzić to ja lubiłem. Jakoś tak zapominam o wszystkim. Gdy tam jestem, jestem w swoim własnym świecie.  Słuchawki na uszach tylko ja i moje myśli. No i worek treningowy na którym się wyżywam. I nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba. Wtedy potrafię podejmować decyzje. Czasem dobre...ale i czasem źle. No ale jestem tylko człowiekiem, mam prawo popełniać błędy. Każdy ma prawo do własnego zdania, to część życia każdego z nas. Popełnianie błędów i uczenie się na nich. Ale mi się zebrało na życiowe przemyślenia… Boże Zayn ogarnij dupe.  W myślach walnąłem typowego face palm’a. Gdy się otrząsnąłem stwierdziłem ze pora spać.
-Chłopaki spadam spać – pokiwali głowami na znak, że usłyszeli. Któryś dzień już zajmuję sypialnię gościnną w tym domu. Położyłem się do łóżka. Nie miałem siły by zawracać sobie głowę takimi typu rzeczami jak wieczorna toaleta. Bywa. Po chwili odpłynąłem.  
***
-Nie masz prawa jej dotykać! – krzyknął Harry i po raz kolejny uderzył Louisa w brzuch.
-Proszę powiedz tylko dlaczego? Tylko tyle-wyszeptał z bólem. Nawet nie próbował się obronić.
-Ona nigdy nie będzie z tobą. Ona powinna mieć kogoś kto będzie potrafił się nią zaopiekować. A nie takim frajerem jak ty – rzucił z pogardą.
-Dlaczego tak uważasz?-on ją naprawdę kochał.
-Jesteś kompletnym idiotą, znam cię nie od dziś, jesteś taki jaki ja byłem, nie mogę na to pozwolić – przywalił mu kolejny raz.
-Ale to ja się zmieniłem pierwszy i zdobyłem jej zaufanie. To ja się nią opiekowałem gdy ty ją biłeś -szepnął i wstał z podłogi na którą upadł przez cios od Hazzy.
-Ta… Bo Ci uwierzę…Gdyby nie ja nic by nie było między tobą a Megan! – krzyknął i znów powalił go na ziemię. Kopnął go w brzuch. Wstał powoli i wyszedł z pokoju po czym zszedł do kuchni gdzie złapał nóż i bez zastanowienia wbił sobie w klatkę piersiowa i przekręcił go by otworzyć głęboką ranę. Nie mogłem nic zrobić. Niby tam byłem, ale mnie nie było. Tak jakbym był powietrzem ich otaczającym. Z wielkim bólem patrzyłem jak mój przyjaciel się wykrwawia. Jego krew tworzyła wielką kałużę czerwonej cieczy na podłodze. Białe kafelki wyglądały jak z taniego horroru. Całe zakrwawione. Po chwili zszedł Harry...gdy dotarło do niego co się dzieje zaczął go ratować ale było już za późno. Sam wziął nóż i zrobił sobie jedno długie nacięcie, które było spiralą na jego ręce. Miał wielkie wyrzuty sumienia. Widać było po nim. Harry zawsze był lekkomyślny, ale chyba nigdy nie myślał, że jego słowa i czyny mogą doprowadzić do śmierci jego najlepszego przyjaciela. Po około minucie zadzwonił po karetkę. Jednak wiedział, że nic ona już nie zdziała. Gdy po pięciu minutach ona przyjechała, a sanitariusze wbiegli do kuchni, obraz zaczął mi zanikać, a przed oczami pojawiła się Megan, która patrzyła głęboko w moje oczy.
Chciałem ja przytulic ale nie mogłem.
-Czemu?? – spytała. – Czemu ty jesteś w moim śnie? Czemu widzisz to co widzę ja?
-ja? -Spytałem jak ten debil.
-No a kto? – spytała ironicznie. – Widziałeś. Widziałeś moje zmory. Proszę pomóż mi. Nie mogę dopuścić by się to stało naprawdę. Nie chcę by Harry udzielał się w śmierci Louisa. To boli – po jej policzkach zaczęły spływać  łzy.  Mocno ją przytuliłem.
-Ja go tak bardzo kocham Zayn.
-Wiem Megan – pocierałem jej plecy. – Wiem Kochana. I uwierz mi, że On Ciebie też.
-Będzie żył?
-Nie dopuszczę do Jego śmierci.
-Błagam powiedz ze będzie żył.
-W Twoim śnie niestety nie, ale w prawdziwym życiu teraz prawdopodobnie jest u ciebie w pokoju z Harrym i Emily. Nie bój się. Harry nic mu nie zrobi. Nawet jeśli teraz by miał coś zrobić to Ty go raczej nie puścisz. Nie wyszedł  stamtąd z nami bo go przytuliłaś, a i możliwe, że nie chce sprawić Emily traumy.

Wtuliła się we mnie mocno.
-Nie pozwolę dopuścić do śmierci Louisa – odciągnąłem Ją od siebie i przytrzymałem za ramiona, spoglądając w jej oczy. – Rozumiesz?
-Tak.
-A teraz mi tu nie płacz tylko – starłem kciukiem łzy z jej policzków. – Gdy rozmawiałem z Louisem, przyznał mi się, że się w tobie zakochał. Mówił, że jesteś taka słodka i urocza – uśmiechnąłem się, próbując ją rozweselić.
-On tez jest uroczy i słodki – zaśmiałem się.
-Dobraliście się idealnie.
-Dziękuję
-Będziecie idealną parą – uśmiechnąłem się. – A ja będę chciał zaproszenie na wesele.
-Tak jest! – zarumieniła się, gdy potwierdziła, że chce się z nim związać. -Chodź może jeszcze troszkę za wcześnie.
W odpowiedzi tylko się zaśmiałem. Na co jej rumieniec się pogłębił.
-Słodziak.
-Wcale, że nie! – złożyła ręce na piersiach uwydatniając je.
-Ale cycki to masz ładne – wywróciła oczami.
-A Ty nie masz się na co patrzeć – uderzyła mnie żartobliwie w ramię.
-Dobra dobra – jeszcze raz tam spojrzałem.
-Mówiłam na serio, przestań! – zaśmiała się.
-No co każdy się będzie gapił-pokazałem zębem w szerokim uśmiechu.
-No wiecie co? – spojrzała w górę i udawała, że czeka na zbawienie. – Jesteś głupi.
-Jak każdy facet.
-Z jakimi zbokami ja się zadaję – walnęła się z otwartej dłoni w czoło.
-No ja na przykład.
-Weź ty znajdź sobie dziewczynę co? Chętnie pomogę.
-Um...nie..ale dzięki za chęci.
-Ale Tobie by się przydała. Na serio.
-Po co? Już kiedyś miałem dziewczynę... nie chcę...serio.
-Złe wspomnienia? – spytała. A ja nie wiedziałem co odpowiedzieć.
-Um...no tak...zginęła w wypadku...-podrapałem się po głowie. Nic nie powiedziała tylko mnie przytuliła. Oddałem gest.
-Przepraszam – powiedziała. ‘Odkleiła się” ode mnie i się uśmiechnęła.
-Za co?
-Nie powinnam się o to pytać.
-Spokojnie.
-Tak czy inaczej nie powinnam zaczynać tego tematu –spuściła głowę. – Czemu jesteś w moim śnie?
-To ty jesteś w moim.
-Nie… Ty jesteś w moim. Przed ich bitwą były inne wydarzenia… Nie pytaj – powiedziała gdy otwierałem buzię.
-Ale ten sen jest mój nie twój Megan- powiedziałem ona zniknęła. –Megan? – rozejrzałem się dookoła.
-Co tam?
-Gdzie Ty jesteś? – spytałem. Nigdzie jej nie było.
-W łazience.
-Co? Tutaj jest łazienka?
 -W każdym domu jest łazienka.
-To gdzie my jesteśmy? A raczej w jakim pomieszczeniu ty byłaś a ja jestem?
-Jesteś przed domem głuptasie.
-Boże ja naprawdę jestem głupi. Ale tutaj jest dla mnie czarno. Wszystko jest czarne, tylko ciebie widziałem normalnie.
Zaśmiała się.
-Teraz i mnie nie widzisz.
-No ale czemu?
-Bo to mój sen. Widziałeś bójkę i śmierć tylko dlatego, że miałeś mi pomóc. Wypełniłeś swoją misję i teraz jesteś tak jakby ‘niewidomy’.
-Ja ci miałem pomóc?
-Miałeś mnie pocieszyć. Miałeś mi pomóc psychicznie. Nie zrozumiesz.
-Ale już lepiej tak?
-Tak, ale obiecaj, że nie pozwolisz na nic takiego Harry’emu.
-Przysięgam.
-Dziękuję….
************************************************
Boże... Tak bardzo przepraszam w imieniu moim i Oli. Straciłyśmy poczucie czasu. Ja... Mam nadzieję, że spodoba się Wam ten rozdział. Mam pytanie taka długość rozdziałów może być? Taka trochę drastyczna część. Ale powiem, że fajnie mi się ją pisało.
PS. Ola wiem, że będziesz wkurzona jak się dowiesz, że to wstawiłam, ale nie uważasz, że trochę długo nic nie było?
PS2. Proszę zostawcie jakiś komentarz.

+1 = jeden zabity jednorożec
1 kom = jeden uratowany jednorożec.


Hej pewnie już każda z Was wie o decyzji Malika. Płakałam, płakała, a raczej płacze, Ola. Boli. Ale jest możliwość, że wróci. Musimy mieć nadzieję. :***
We Love You :**

Paulina i Ola

sobota, 28 lutego 2015

Libster Award

Wow... Dobra więc tak... Dopiero niedawno się skapnęłam, że zostałyśmy z Aleksem nominowane do Libster Award! Pierwszy raz coś takiego mamy (albo tylko ja)


(kopiowane XD)
Nominację do Libster Award otrzymuje się od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę".Jest przyznawana dla blogów o mniejszej ilości obserwatorów,więc daje możliwość do ich rozpowszechnienia.Po odebraniu nagrody,trzeba odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby,która cię nominowała. Następnie nominuje się 11 osób(informując je o tym) oraz zadaje się im 11 pytań.
Nie wolno nominować bloga,który cię nominował!

Pytania i odpowiedzi:

Pauka;       Aleks:

1.Ile masz/macie lat?
No ja będę miała w maju 13.

 Ja to już stara bo 14 ;*

2.Do jakich fandomów należysz/należycie?
Farnoholik, Directioner, Mixer, Lovatic

Directioner


3.Jak zaczęła się twoja/wasza przygoda z 1D?
Oglądałam z kuzynem i siostrą iCarly i mi się spodobała piosenka WMYB *.* później przez 4 dni jej słuchałam w kółko. I tak jakoś... Chciałam poznać Ich imiona i piosenki... Teraz wiem o wiele za dużo...
Ja to jakaś maskara. Oglądałam kiedyś iCarly. Spodobało mi się WMYB, chciałam zgrać piosenkę ale jakoś o tym zapomniałam. Płakałam przez tydzień myśląc że zespół nie istnieje. W 6 klasie podstawówki spotkałam się z nimi ponownie dzięki przyjaciółkom >.<


4.Twoje/wasze ulubione zwierze..?
Pies. Zdecydowanie pies. Może jeszcze żółw, chomik i rybki.
Ja mam piesełka. Piesek i wszystkie malutkie kotki branki lewki i takie inne

5.Ulubiona piosenka 1D spośród wszystkich(mogą być max 3) 
Fuck nigdy nie potrafię się zdecydować.
1. Illusion
2. Once in a lifetime
3. Stand Up


NIE ODPOWIEM NA TO PYTANIE...PO PROSTU NIEEEE UMIEM.



6.Słuchasz/słuchacie Little Mix? 
Tak słucham i Je baaaaaaaaaaaaaardzoooooooooo lubię *.*

Kilka piosenek tak. 



7.Twoje/wasze największe marzenie? 
Spełnić swoje wszystkie marzenia.... A tak na serio to nie wiem. Nie potrafię wybrać.
Duuuuuuuużo mam marzeń..chciałabym spełnić wszystkie.

8.Ulubieniec z 1D?  
Zdecydowanie Nialler *.* :*
Niallek i Loui *-* moje kochane dwa aniołki. 

9.Czemu zaczęłaś/zaczęłyście prowadzić bloga?
Marzyłam by założyć z kimś bloga, a że wybrałam Aleksa to tak jakoś.... Wybrałam Ją bo najlepiej mi się z nią pisało. A powiadomiłam Ją o tym na skajpaju, że zakładamy bloga i nie ma wymówki.
Pauka mi napisała że piszemy bloga no to tak jakoś no i bum. Tak powstało "Not Only Strangers Can Harm"



10.Ulubiony film?
Step Up
Nie mam.


11.Największe marzenie..?...! 
No mówiłam, że nie wiem. Może pojechać na koncert moich wszystkich idoli.
Nie umiem powiedzieć.






Pytania:
1. Jak zaczęłaś/zaczęłyście przygodę z 1D?
2. Twoje/Wsze hobby?
3. Co robisz/robicie najlepiej?

4. Ulubiony przedmiot z pokoju?
5. Co myślisz/myślicie o swoim opowiadaniu?
6. Ile masz/macie lat?
7.Jak masz/macie na imię?
8. Ulubione miasto zagraniczne?
9.Co myślisz/myślicie o pomaganiu innym?
10. Twoja/Wasza ulubiona emotka?
11.Co byś zrobiła/zrobił/zrobiły/zrobili gdybyś spotkał idola na ulicy?

Blogi:
http://long-way-home-ff.blogspot.com/
http://niall-fanfiction-polishdirectioner.blogspot.com/
http://forbidden-feeling-louistomlinson.blogspot.com/
http://harrykochakotki.blogspot.com/
http://dangerous-love-fanfic.blogspot.com/
http://upadla-i-lowcy.blogspot.com/
http://no-control-niall-horan-fanfiction.blogspot.com/
http://opposites-attract-hs.blogspot.com/
http://i-anger-pain-hate-and-one-direction.blogspot.com/
http://be-a-good-girl-honey.blogspot.com
dont-forget-where-you-belong-ff.blogspot.com

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 7


Dotknął wacikiem moich ran.
 -Po co robisz to wszystko?- zapytałam.
-Ale co? - zapytał.
-No to. Opiekujesz się mną. Martwisz się o mnie- wszystko mnie bolało. Starałam się ukryć ból.
-Zastanów się i sama odpowiedz sobie sama na to pytanie - powiedział tajemniczo.
-Um...aha...dziękuję..-zaśmiałam się ale nawet to sprawiło mi ból.
-Za co? - zapytał zdziwiony, dalej oczyszczając rany. - Muszę wstawić te drzwi. To już druga łazienka - mamrotał pod nosem.
-Już nic...no co chcesz?! To nie ja wyważyłam drzwi!!-krzyknęłam i zwinęłam się w kłębek z bólu.
-Jedziemy do szpitala, ja nie dam rady - powiedział biorąc mnie na ręce i znosząc na dół.
-Ty na serio jesteś takim idiotą? Jak mogłeś Jej to zrobić? - darł się Liam. Wyrwałam mu się i spadłam na podłogę.
-Nigdzie nie jadę. Zostaje w domu- powiedziałam i dokuśtykałam w stronę kanapy.
-Meggie! - krzyknął Harry. Gdy tylko usłyszałam Jego głos cofnęłam się w drugi koniec pokoju. Spojrzałam na Niego i szybko wybiegłam z pokoju wprost w ramiona Louiego.
-Chodź tam ze mną...błagam- spojrzałam na niego oczami szczeniaka.
-Chcesz na pewno teraz na Niego patrzeć?
-Nie jadę do żadnego szpitala...to w końcu mój brat- powiedziałam przemogłam się i ponownie weszłam do pokoju i usiadłam na kanapie.
-Meggi… - powiedział błagalnie. – Powiesz co się w nocy stało?
Coraz ciężej mi się oddychało.
-Byłeś pijany...najpierw mnie pobiłeś a potem zrzuciłeś z pierwszego piętra po schodach-szepnęłam i Zwinęłam się w kłębek. – Na szczęście po tym sobie odpuściłeś. Zostawiłeś mnie tam gdzie rano mnie zastałeś. Nie miałam totalnie siły się ruszyć.
Nie odpowiedział.
-Co ja Ci znowu zrobiłam? -szepnęłam i się rozpłakałam. – Obiecałeś mi, że tego nie zrobisz i co? Dlatego zawsze sądziłam, że ufanie każdemu jest jak samobójstwo. Gdy zaufasz za wielu osobom one cię zniszczą. Potajemnie ale skutecznie.
Podszedł do mnie Loui i nie delikatnie przytulił a ja się w niego wtuliłam.
-Powinniście zostać parą - szepnął Niall.
-Że co? - powiedzieliśmy zdziwieni razem.
-Właśnie to-uśmiechną się Zayn. Podszedł do nas, a my nie wiedzieliśmy co się dzieje. Wraz z Niallem przekręcili nam głowy i zbliżyli do siebie. – A teraz całuj pannę młodą – śmiejąc się zmusili nas do pocałunku. Miał bardzo miękkie usta, ale musiałam to przerwać. Oderwałam się od Niego, wstałam i zdzieliłam ich po twarzy. Szybkim krokiem wyszłam z pokoju ubrałam kurtkę, buty, szalik i wyszłam do parku mając nadzieję, że będzie tam Louise. Przeszłam wszystkie alejki i zakamarki parku ale nigdzie jej nie było. Po około 2 godzinach poszukiwań się poddałam i wróciłam powoli do domu. Zachodząc do apteki po jakieś bandaże gazy ogólnie zaopatrzenie apteczki. Wychodząc na kogoś wpadłam.
-Przepraszam – powiedziałam szybko.
-Patrz znowu się spotykamy. Pamiętasz mnie? Jestem Louise – powiedziała i pomogła mi wstać z ziemi i pozbierać porozsypywanie rzeczy.
-O hej właśnie szukałam cię. W parku-uśmiechnęłam się krzywo.
-Mnie? – zdziwiła się. – Coś Cię boli? Chodź pójdziemy do mnie zrobimy sobie gorącą czekoladę – szybko chwyciła mnie za rękę i pobiegłyśmy do Jej domu.
-Powoli... -Syknęłam z lekkiego bólu.- em masz brata?
-Brata nie mam. Mam miłego kuzyna. Chcesz poznać? Z tego co wiem nie ma nadal dziewczyny.
-Jak ma na imię?
-Louis.
-Tomlinson? - zapytałam.
-Tak. Znasz?
-Przepraszam...nie powinnam tak wypytywać cię o wszystko. -Ale tak. Znam.
-Miły chłopak co nie? Nie martw się. Pytaj o co chcesz.
-Strasznie-uśmiechnęłam się ciepło. Po chwili weszliśmy do jej mieszkania. – Jest tez strasznie opiekuńczy – powiedziałam i nagle zadzwonił telefon Louise.
-O wilku mowa – zaśmiała się. Odrzuciła połączenie i szybko zdjęłyśmy wierzchnie ubranie. – Chodź do kuchni. Musimy oddzwonić do Louisa – skierowałyśmy się do wcześniej wspomnianego pomieszczenia i usiadłyśmy przy stoliku. Louise szybko zaparzyła herbaty i wzięła telefon do ręki. – Dzwonimy? – spytała, a ja pokiwałam twierdząco głową. Wybrała numer Louisa i zadzwoniła a ja przeglądałam się moim ranom i siniakom na rękach. Włączyła na głośno mówiący.
-Louise! – krzyknął zdenerwowany.
-Co jest?
-Boże Megan mi gdzieś zwiała. Martwię się! Pomocy!
Zaśmiała się.
-No i z czego się śmiejesz?! Ona ledwo chodzi!-krzyczał.
-Spokojnie – pokazała mi bym coś powiedziała.
-Megan akurat jest poza zasięgiem sieci proszę spróbować zadzwonić później – zaśmiałam się. Usłyszałyśmy tylko głucha ciszę.
-Spiskujecie tam na mnie? Chcecie bym na zawał zszedł? – zapytał po chwili z wyrzutem.
-Haha spokojnie marchewko -zaśmiałam się.
-Nie znoszę was.
-A ja myślałam, że mnie kochasz – powiedziałam prawie ‘płacząc’.
-Ej, ale nie płacz. No przepraszam.
-Wszyscy tacy sami – powiedziałam cicho i naprawdę się popłakałam.
-Dobra zaraz u was będę. Masz w domu apteczkę?-Zapytał.
-Tak, a co? – zapytała przerażona.
-Nic nic zaraz będę-powiedział i się rozłączył, a ja powoli dokuśtykałam do salonu.
-Megg co Ci jest? – zapytała.
-Nic. Możesz mi coś opowiedzieć o Lou?
-A co chcesz wiedzieć.
-Mówił mi jak to jest się ciąć o co chodzi?
-Um...powiem Ci kiedy indziej. Co ci jest? -Spytała i podwinęła rękawy mojej bluzy
-Ty też? - zapytała przerażona. - Proszę Cię. Czemu?
-Przez brata który jest przyjacielem Louiego.
Westchnęła cicho.
-Miał problemy. Był krytykowany. Wyzywany… - zaczęła. – To Mu, jak mi mówił, dawało ulgę. Ale gdy chciał przestać, nie mógł. Zrobiło to się jak nałóg.
-Ale przestał.
-Można tak powiedzieć.
-A jeszcze to robi?!
-Gdy muszę - odpowiedział głos ze strony drzwi.
-To ja też nie przestanę.
-Megg! – krzyknął.
-Ty nie przestaniesz, to ja też nie – odpowiedziałam. Podeszłam do Niego i podwinęłam rękawy bluzy. Zobaczyłam tam stare blizny i nowe rany. Spojrzałam mu w oczy. Teraz to On spuścił głowę.
-No już nie będziemy się dobijać-szepnęłam.
-Po to Ci Lou apteczka? - wskazała na moją rękę.
-Nie do końca- westchnął i uśmiechnął się krzywo.
-A do czego?
Stanął za mną i delikatnie podwinął moją bluzkę do góry.
-Mój Boże.
-My lepiej z Megan pójdziemy do mnie.
-Jesteście pewni?
-Tak - powiedzieliśmy razem.
-Jasne...nie ma problemu. Jak coś to dzwońcie...-uśmiechnęła się.
-Cześć! - powiedzieliśmy wychodząc już ubrani.
-I czemu wyszłaś z domu?
-Poszłam szukać Louise.
Weszliśmy do domu Louisa.
-Pierwszy raz jestem u Ciebie.
-I nie ostatni. To co zdejmujemy kurtki i idziemy to opatrzyć - jak na dżentelmena przystało pomógł mi z kurtką i na dodatek zaniósł do salonu.
-Louiiiiiiiiiiiiiii....-jęknęłam.
-Co się stało? - zapytał kładąc mnie na kanapie. Pomógł mi zdjąć koszulkę i spodnie. Trochę dziwnie czułam się gdy byłam przed Louisem w samej bieliźnie.
-Ja nie chce. Zaraz przestanie -podniosłam się lekko- bo..leć.
-Leż. Wiem, że raczej niezbyt komfortowo się czujesz ale musimy to opatrzyć - powiedział i lekko cmoknął mnie w usta. Zrobiła się lekko czerwona i tez cmoknęłam go prawie nie wyczuwalnie w usta.
Dotknął dłońmi moich policzków i pocałował mnie, ale tym razem długo i namiętnie. Lekko się spięłam ale oddałam pocałunek równie namiętnie. Usiadł na kanapie obok mnie, a mnie samą posadził na swoich kolanach okrakiem. Zaczęłam ignorować jakikolwiek ból. Swoje ręce przełożył na moją pupę. Wplotłam palce w jego włosy. On tylko pogłębił pocałunek. W pewnym momencie coś zakuło mnie w brzuchu i automatycznie zgięłam się w pół. Nie no ja nie wierze! Zawsze mam takie cholerne szczęście!!
 -Megg? -zapytał wystraszony. Spojrzał na mój brzuch. Była tam widoczna głęboka rana. - Lekarze powinni Ci to zaszyć.
-N-nie...-szepnęłam- nigdzie nie jadę.
-Musimy.
-Nie, bo nie skończyliśmy jednej rzeczy - powiedziałam i przywarłam swoimi ustami do Jego. Na początku nie wiedział o co chodzi dopiero po chwili oddał pocałunek. Poprawiłam się na Jego kolanach, bo prawie spadłam, a ten zajęczał. Nieświadomie uśmiechnęłam się przez pocałunek.
-No i co się uśmiechasz -pocałował mnie w nos.
-A nie mogę?-zaśmiałam się.
-Jasne ze możesz. Nawet musisz-powiedział. Przekręcił mnie tak że leżałam na plecach a on delikatnie usiadł na mnie okrakiem. Ponowił pocałunek. Przejechał swoją dłonią po moim boku przez co zadrżałam. Teraz to on się uśmiechnął.
-No Co?-zapytałam i się zarumieniłam.
-Nie wiedziałem, że tak na mnie reagujesz - uśmiechnął się. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona niż wcześniej i spuściłam głowę.
-No...tak...jakoś-szepnęłam.
-Ej. Kotek. Ciesz się, że nie wiesz jak ja na Ciebie.
Zaśmiałam się i cmoknęłam go w nos. Pocałował mnie przelotnie w usta i zjechał do szyi. Moje serce zaczęło bić szybciej niż zwykle. Pocałował mnie za uchem, a ja szybko odchyliłam głowę do tyłu. Zaśmiał się cichutko i ponowił gest. Wraz z odchyleniem głowy poniosłam klatkę piersiową. Spojrzał w moje oczy ale nie było w nich ani cienia sprzeciwu czy wątpliwości. Sięgną do moich pleców i odpiął stanik. Znowu poczułam silny ból. Z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Zaczęłam szybciej oddychać, żeby ból chodź na chwilę ustąpił. Niestety nic z tego. Z każdą chwilą coraz bardziej się nasilał.
-Idziemy teraz do lekarza na 100 procent - powiedział i w tempie ekspresowym założył mi wszystkie ciuchy, nie pomijając nawet stanika. - Dokończymy to innym razem - szepnął mi do ucha gdy pomagał założyć mi kurtkę.
-Nie!-zdjęłam kurtki i buty i wróciłam na kanapę- powiedziałam ze nigdzie nie jadę.
-Megg! Naprawdę jeśli teraz nie pojedziemy do szpitala spędzisz tam najbliższe kilka dni! - krzyknął na co ja szybko się poderwałam z miejsca i szybko ubrałam kurtkę.
-Loui nic mi nie jest. Sam byś dał radę to opatrzyć.
-Te rany musi zobaczyć lekarz - powiedział i szybko zaniósł mnie do auta, posadził na miejscu pasażera, a sam usiadł na miejscu kierowcy. Zablokował drzwi bym nie uciekła. Cholera!
-Loui otwórz! -Miałam straszna chrypę nie  mogłem prawie nic powiedzieć.
-Stracisz głos.
-Otwórz...-Musiałam szeptać.
-Zaknebluję tą Twoją piękną twarzyczkę jeśli nie przestaniesz sama gadać - powiedział wyjeżdżając z posesji.
 -Louis proszę- jestem uparta nie dawałam za wygraną.
-Sama chciałaś – zatrzymał auto wyją materiał i zawiązał mi na ustach.
-Louiiiiii – wyjęczałam ledwie zrozumiale.
-Cisza!
Próbowałam ziemi wszystkich sił otworzyć drzwi. Hahaha proszę państwa Loui Tomlinson. Szybko odwiązałam sobie materiał.
-Hahahhahaah – zaczęłam się śmiać cicho.
-Megan, proszę Cię przestań – powiedział błagalnie. Uległam i przestałam się śmiać. W pewnym momencie zobaczyłam na kurtce ciemna mokra plamę. To była krew.
-Loui...przecieka - szepnęłam.
-Ale co? – zaśmiał się parkując już przy szpitalu.
-Kurtka... -Nie byłam w stanie się ruszyć. Wysiadł, wziął mnie na ręce i zaniósł do środka.
-Megan! – krzyknęła Demetria. – Ty znowu tutaj. Chodźcie – wzięła nas do Sali w której zazwyczaj leżałam tylko ja.
-Doooooo domuuuu Loooooooui-ledwo mówiłam. Głos miałam można powiedzieć że miałam jak stary kot.
-Nie Mała - powiedział.
-Już mówiłam co sądzę o tym.
-Tutaj ją połóż - Demetria pokazała na jedno z łóżek. Położył mnie tam gdzie pokazała.
-Doooom.
-Nie Megan - powiedziała Demetria i zdjęła mi koszulkę. - Trzeba to szybko zaszyć. Idę po chirurga.
Westchnęłam i odwróciłam się w drugą stronę tak że byłam do nich wszystkich tyłem.
-Megg. Proszę Cię – mówił Loui. Skrzywiłam się wróciłam do poprzedniej pozycji. – Muszą to zrobić byś nie straciła za dużo krwi.
-Wiem...-szepnęłam. Strasznie się bałam ale starłam się to ukryć.
-Już jestem! - powiedziała Demetria wchodząc z lekarzem do sali.
-Nie jest dobrze - powiedział lekarz patrząc na moje ciało. Nic nie odpowiedziałam tylko zakryłam się cała kołdrą. – Idziemy na salę. Wołaj pielęgniarki, Demetria.
- Co?! Po co?!- jak poparzona wylazłam spod kołdry.
-Nie bój się – powiedział łagodnie. – Musimy to tylko zaszyć.
Powiedział, a ja od razu wtuliłam się w Lou. Nie. Lekarz nie może mnie dotknąć. Nie, bo mu nie ufam. Chyba zrozumiał aluzję.
-Dobrze Twój chłopak może iść z nami… - powiedział znudzony.
Nie odpowiedziałam nic na słowo "chłopak". Za nim się obejrzałam byliśmy już na sali zabiegowej a ja nadal mocno trzymałam Louiego.
-Zaraz chyba On będzie miał gips na ręce, kochanieńka – rzekł z uśmiechem chirurg, a ja gdy mnie dotknął podskoczyłam i cicho ale wysoko, pisnęłam. Bardzo mocno wtuliłam się w Louisa.
-Spokojnie tylko zaszyjemy i dam ci spokój- uśmiechnął się do mnie lekarz.
-Ciii…. Megg – szeptał mi do ucha Loui. –Będzie dobrze.
Po kilku minutach szeptania uspokoiłam się trochę. Lekarz ponownie do mnie podszedł.
-Teraz to zaszyjemy – powiedział i wziął się do roboty. Nadal nie puszczałam Louisa. – Gotowe.
Odetchnęłam z ulga.
-Było aż tak strasznie? – zapytał Lou na co pokiwałam twierdząco głową. – Serio? – zapytał z niedowierzaniem i uśmiechem na ustach.
-no co?
-Nic, nic…
-Mogę do domu?- zwróciłam się do chirurga.
-Już możesz… Aż tak Ci się spieszy? – zaśmiał się.
-Nie lubię szpitali.
-Już idź. Nie trzymam Cię – powiedział, a ja wyszłam z Sali.
-Louis, tak? – zapytał. Niestety, a może i stety tylko tyle usłyszałam.
*Perspektywa Louisa*
-Tak – odpowiedziałem.
-Dbaj o Nią – powiedział lekarz. – Jest bardzo delikatna. Nie poznała mnie. Jak była mała to ja się Nią opiekowałem. Teraz przekazuję Ci to w Twoje ręce. Możesz mi to obiecać? Obiecać, że się Nią zaopiekujesz?
-Obietnice można złamać przysięgi nie, wiec przysięgam ze się nią zaopiekuje.
-Dziękuję.  Idź już bo prawdopodobnie się niepokoi.
-Nie ma za co i do widzenia.-uśmiechnąłem się i wyszedłem.
-Co chciał? – zapytała.
-Nic ważnego – powiedziałem i uśmiechnąłem się promiennie do Niej. – Moja mała Księżniczka.
Gdy to powiedziałem zrobiła się cała czerwona i wyszła szybko ze szpitala. Zaśmiałem się cicho.
-Gdzie tak Ci śpieszno? – zapytałem.
-Do domu – odpowiedziała mi nie patrząc na mnie. Złapałem Ja za podbródek i podniosłem by spojrzała na mnie. Miała dwa piękne rumieńce na policzkach.
-Moja Księżniczka – powtórzyłem i spojrzałem Jej w oczy. Spojrzała na mnie niedowierzając. Zaśmiałem się.
-Czemu się śmiejesz?
-jesteś słodka.
Ona nic nie odpowiedziała i poszła w stronę domu.
-Myszko! Do samochodu! Już!
-Ale czemuuuuuuuuuuuuu – przeciągnęła.
-Rozchorujesz mi się tutaj. Autem wracamy – podszedłem do Niej, powiedziałem i wziąłem Ją na ręce.
-Postaw mnie – śmiała się.
-Nie Myszko. – powiedziałem. Szybko wsadziłem ja do auta i włączyłem grzanie.
-Brr. Zimno! – pisnęła. Zarzuciłem na Jej ramiona dodatkowo swoją kurtkę.
-a ty na piechotę do domu chciałaś.
-Wcale, że nie – szybko zaprzeczyła. – Lubię jak mnie nosisz – uśmiechnęła się niewinnie.  Zaśmiałem się i ruszyłem. Wymruczałem jakieś słowa pod nosem.
-Co mówiłeś? – zapytała patrząc na mnie.
-Jak chcesz mogę robić to częściej.
-Tak! – zapiszczała podekscytowana. Uśmiechnąłem się.
-Już jesteśmy – powiedziałem i wyszedłem z auta otworzyłem Jej drzwi i szybko wziąłem Ją na ręce jak pannę młodą. – No to teraz do domu – ruszyłem w stronę drzwi. Megg otworzyła je nogą, a ja zaniosłem Ją do salonu.
-Zrobisz jeść? – zapytała.
-Gdzie Wy byliście? –wykrzyczał Harry. Megg od razu zerwała się na równe nogi i podbiegła do mnie przytulając się.
-W szpitalu!-krzyknąłem.
-Nie drzyj się na mnie – odpowiedział wrogo.
-Po co? – zapytał wystraszony Niall. Megan była cicho jak mysz pod miotłą.
-Słyszycie co się do Was mówi? – wkurzył się jeszcze bardziej Harry.
-Po to by głu…
-Megg – skarciłem Ją.
-Byłam tam przez Ciebie. Tyle tylko powiem – odkleiła się i skierowała do schodów. – O i jeszcze jedno – odwróciła się. – I ty do cholery chcesz się zmienić? – krzyknęła i pobiegła na górę, a aj za Nią chciałem iść, ale zatrzymał mnie Niall.
-Stary Ona musi to przemyśleć…
-Ale co przemyśleć!!!???
-Louis… - podszedł do mnie Zayn. Usiadłem na fotelu bo już nie wytrzymywałem.
-Obiecałem, że to zrobię, a nawet złożyłem przysięgę, więc mam to w dupie. Idę do Niej – podniosłem się i skierowałem do Jej pokoju. Gdy tam wszedłem siedziała przy biurku i coś rysowała. Cicho podszedłem do Niej i spojrzałem przez ramię. Rysowała ołówkiem zachód słońca za drzewem.
-Księżniczko.. – wyszeptałem Jej do ucha. –Pięknie rysujesz.
Spojrzała na mnie i zarumieniła się.
-Um...dziękuję .
Usiadłem na Jej biurku.
-Nie przejmuj się nim – rzekłem.
-Chciałam by było tak jak kiedyś, zanim… zanim… - prawie płakała, przytuliłem Ją.
-Cicho nie chcesz nie mów - właśnie teraz wszyscy włącznie z Hazzą weszli do pokoju. Pokazałem im by byli cicho. Megan chyba nie zorientowała się, że są w pokoju.
-Chciałabym by było tak jak kiedyś, zanim rodzice zginęli. Harry wtedy był, że tak powiem normalny. Nie czuł do mnie wstrętu. Nie bił mnie. Był taki jak inni bracia. Był fajny zabawny opiekował się mną. A teraz? Totalnie się zmienił. Jeśli myśli, ze mnie nie bolała ich śmierć to się myli. Tylko ja inaczej odreagowywałam – wstała i podeszła do szafy. Zobaczyła w drzwiach chłopaków i jedyne co zrobiła to skazała ręką na łóżko by usiedli. – Tak.
Wyjęła z szafy pełno obrazów. Każdy przedstawiał prawie ten sam motyw. Na każdym była jakoś ukazana śmierć.
-Totalnie inaczej- szepnąłem.
-Nie chciałam nikogo ranić, ani zamartwiać – powiedziała na nikogo nie patrząc.
-Megg… - zaczął Hazz.
-Nie odzywaj się do mnie – schowała swoje obrazy i wyszła z pokoju. Poszedł za nią i ja przytulił. – Nie dotykaj mnie – wywinęła się z Jego uścisku. Po chwili popatrzyła na niego i go przytuliła.
-Przepraszam. Po prostu ja nie daję rady… - powiedział. Nie odezwała się. Tylko wzmocniła uścisk. Usłyszałem cichy szloch. Myślałem, że to Megg się popłakała, ale jednak się bardzo zdziwiłem. Był to Harry. Harry płakał pierwszy raz w życiu na moich oczach.
-Nie płacz -szepnęła.
-Role powinny być odwrócone – zaśmiał się cicho.
-Oops...-zaśmiała się.
-Oj tam, oj tam – uśmiechną się. Podniósł moją Księżniczkę do góry i okręcił wokół własnej osi. Zaczęła się śmiać. –Moja mała Królewna…
-Ej… - powiedziałem udając obrażonego. – To moja Księżniczka.
-Twoja Księżniczka moja Królewna – powiedział i przytulił Ją. – Moje dwa zakochańce.
-Ej – dźgnęła Go palcem w żebra.
-Taka prawda – powiedział Niall.
-Wcale, że nie – zaprzeczyła. – Ale LouLou to może mnie nosić, bo to jest fajne. Jak stawiam opór to zawsze bierze mnie na ręce i zanosi – uśmiechnęła się zadowolona z swoich poczynań na co prychnąłem.
-Jest słodki -szepnęła mu na ucho. Udawałem, że nic nie usłyszałem. Ale chłopaki się zaśmiali. To wydało to, że nie była zbytnio cicho.
-Zamknąć się!-krzyknęła i wytknęła nam język. – Idę coś zjeść… - powiedziała i wyszła z pokoju. Hazz poszedł za nią.
-Chyba Cię kocha czy coś – powiedział Liam.
-Ej pogrzebmy Jej w rzeczach może coś znajdziemy – zaproponował Zayn.
-Nie.
-No weź.
-Nie biorę w tym udziału – rzekłem. Zayn szybko przejrzał Jej szafkę nocną i już podał mi kartkę na której było kilka razy ‘Kocham Cię’, a na dole ‘Chyba Cię kocham, czy coś’. Weszła do pokoju.
-Zayn do jasnej cholery! Kto Ci pozwolił grzebać?! – wyrwała mi tą kartkę z rąk i cisnęła do tylnej kieszeni spodni. Wściekła skierowała się do wyjścia z pokoju, ale wpadła na Harrego.
-Gdzie idziesz? – zapytał.
-Jak najdalej od nich – powiedziała i wyszła.
Złapał ja w pasie.
-Mogę go zabić?
-Swojego chłopaka? – zapytał.
-On nie jest moim chłopakiem i nie, nie Lou tylko Zayna.
-A no to tak.
-Zdrajca – powiedział Zayn gdy Megg już szykowała się do zabicia Jego.
-Pomożecie mi schować później Jego ciało - powiedziała i rzuciła się na niego.
-Kurwa ile ona ma siły – powiedział gdy walnęła Go w brzuch.
-Po co grzebałeś w mojej szafce? – walnęła Go jeszcze raz ale mocniej na co jęknął z bólu.
-ojeju
-Nie ma ojeju. Grzebałeś w moich rzeczach. Kto Ci do kurwy nędzy pozwolił? – walnęła ponownie pięścią w Jego brzuch.
-Dobra siostra daj spokój – powiedział Harry próbując ściągnąć Ją z Zena. Zayn wstał.
-Brzuch mnie boli – skulił się.
-Dobrze Ci tak. W moich rzeczach się nie grzebie!
-Dobra już nie będę – powiedział.
-Dobrze, że nic ważnego nie znaleźliście bo byłoby po Was…
Nikt się nie odezwał.
-Znaleźliśmy to co zabrałaś – powiedział Niall. Megg wyjęła kartkę i przeczytała ją.
-Eeetam  to było do zapamiętania gdy z koleżanką jakieś teksty wymyślałyśmy – zaśmiała się na to wspomnienie. – Trochę ich było.
-Czemu ich nie ma? - zapytał Liam.
-Ale czego? - spytała.
-No tych tekstów - wytłumaczyłem.
-Spaliłyśmy....
-Dlaczego? - spytał Zayn.
-Bo nie chciałyśmy by ktoś je czytał tak jak wy teraz ten - odpowiedziała szorstko.
-No przepraszam już nie będę- powiedział Zayn.
-Mam taką nadzieję – powiedziała i położyła się na łóżku. No kurczę chłopaki moglibyście już sobie iść to bym mógł chociaż się do Niej przytulić. Do mojej Księżniczki.
-Dobra idziemy- powiedział Daddy.
-Powiedziałem to na głos? – spytałem.
-Ale co? – wszyscy na mnie spojrzeli. Kurwa no chyba se ze mnie jaja robicie.
-Nic, nic - powiedziałem próbując wywinąć się z sytuacji. Megg wyszła z pokoju i poszła na dół oglądać telewizję.
-Wy sobie żarty robicie, no wiecie co? - mówiłem sam do siebie.
-Dobra Lou coś ci mozg siada idź na dół – zaśmiał się Harry.
-Te sprzeczki rodzeństwa źle na mnie wpływają .
-oj tam oj tam nie przesadzaj
-Ja przesadzam?
Hazz zszedł na dół do Megan i usiadł obok niej. Czy oni się wreszcie pogodzili? Nie mam pojęcia. Nikt ich chyba nie zrozumie, bynajmniej ja. Hazz i Megan śmiali się na kanapie łaskocząc się.
-Wy naprawdę jesteście niezrozumiali – mruknąłem pod nosem. Po godzinie Megg usnęła mu na kolanach.
-Zaniosę Ją – zgłosiłem się. I wziąłem Ją na ręce w stylu panny młodej.
-Ale co?- obudziła się.
-Śpij dalej- powiedziałem cicho.
-Marudzisz – powiedziała i położyła głowę na moim ramieniu.
-każdy marudzi marudo -mruknął Hazz. Nie zwróciła na niego uwagi. Skierowałem się w stronę schodów wychodząc z salonu.
-Myślisz, że zastąpi Twoje miejsce? – spytał chyba Zayn Harry’ego myśląc, że tego nie usłyszę.
-Nie.
-Jesteś tego pewien? Ona Mu chyba bardziej ufa.
-On będzie Jej chłopakiem, a ja zawsze pozostanę bratem. Nic się nie zmieni, od tego jak wyprowadziliśmy Ją z domu Emily siłą zachowują się jak para.
perspektywa Hazzy
Zanim zacząłem kolejne zadnie do pokoju wpadła Megan i rzuciła mi się na plecy.
-Ty nie miałaś iść spać? – spytałem.
-Boże – wpadł do salonu zdyszany Louis. – Jak ona szybko biega. Moja kondycja przy Jej wysiada.
-Nieeeeee...przyśniło ci się!-krzyknęła i rzuciła poduszką w Zayna.
-Ile Ona ma jeszcze energii? – spytał Lou.
-Nie mam pojęcia – powiedziałem szczerze widząc jak Zayn i Megg zaczynają wojnę na poduszki. Zanim się obejrzałem moja siostra zaczęła biegać po całym domu.
-Ej jest po północy dajcie już sobie spokój – błagał Lou. Rzuciła w niego poduszka.
-chodź stary pierniku!!
-Jak Ty mnie nazwałaś? – zaśmiał się i zaczął Ją gonić by Ją połaskotać. Miała pełno energii.
-hahah… Zostaw mnie. Hahah
-Ooo wymiękasz maleńka- zaśmiał się Zayn.
-ja wcale. Hahahhaha… nie …hahah… wymiękam… Zostaw!
Uciekła jak najdalej i usiadła mi na kolanach wtulając się we mnie.
-Ratuj – szepnęła i jak mała dziewczynka schowała głowę w moim zagłębieniu szyi. Przytuliłem ja.
-Zawsze aniołku...
-Odgoń ich – wyszeptała drżącym głosem. Tak jakby się wystraszyła. – Proszę – dodała równie przestraszona.
-Dobra chłopaki! Już albo do domu albo na 4 piętro domu!-krzyknąłem i wtuliłem w siebie Megan.
-No dobrze – powiedzieli i pomaszerowali na górę.
-Cicho… Co się stało? – spytałem, drżącą Megg.
-Bo...oni...są...-szeptała cały czas.
-Oni co?
-Bo oni… są… tak bardzo…. – szeptała drżąc. – Pojebani! – wykrzyknęła i zaczęła się śmiać. Powiem tak. Opadła mi kopara. Po chwili zacząłem się śmiać.
-Dobra młoda idziemy spać – powiedziałem gdy się uspokoiłem. Wziąłem Ją na ręce i zacząłem nieść na górę.
-Nieeeeee jeeeeszcze nieeeeee...-wtuliła się we mnie.
-Tak, jest późno, a jutro do szkoły młoda – pocałowałem Ją w czoło.
-Nie idę jutro. Brzuch mnie boli i głowa i mi nie dobrze...-szepnęła.
-A przed sekundą było Ci dobrze? – zaniósł Ja do pokoju. – Jutro zobaczymy – powiedział uprzednio kładąc Ją na łóżku.
-Prooosze Hazz...naprawdę...no...zapomniałam a teraz jak bym miała się zrzygać.
-Zobaczymy jutro – powiedział i wyszedł z jej pokoju. Skierował się do swojego.
-Harrryy!!!-krzyknęła a ja szybko wróciłem.
-Przytul i zostań dopóki nie zasnę – szepnęła.
- No dobrze – przytuliłem Ją i położyłem się na Jej łóżku. Od razu się we mnie wtuliła. Objąłem Ja ramieniem i czekałem aż zaśnie. Bałem się. Nie wiedziałem, że po tym co Jej zrobiłem jeszcze będzie chciała mnie widzieć.
 -kocham cię braciszku...-szepnęła i mocno mnie przytuliła.
- Ja ciebie też siostrzyczko  - wyszeptałem. Usnęła po godzinie czasu. Przytulała mnie na dal bardzo mocno. Nie wiem jak w takim małym ciałku może być tyle siły, no i ile ona przeze mnie musiała cierpieć. Próbowałem wyplątać się z Jej uścisku. Niestety nic mi z tego nie wyszło. Poddałem się przykryłem nad kołdrą, wtuliłem Ją w siebie i sam odpłynąłem.
rano
-Nie dotykaj Jej – krzyknął Louis próbujący z rozbawieniem wyrwać mi Megg z ramion.
-To moja siostra!
-Ale moja kochana Księżniczka!
Najlepsze jest to ze nic jej nie budziło spala jak zabita.
-Dobra człowieku ona śpi...-szepnąłem do przyjaciela.
-Śpi nie śpi co za różnica i tak zaraz wstanie. Co nie Kochana? – spytał Ją całując w policzek. Ona na odpowiedź tego wytarła go i wymruczała ciche  „Blee” .
-Ej no dzięki! -zaśmiał się. Megan była cala blada. – Co Ty Jej zrobiłeś?
-Ja nic. Wczoraj mówiła, że się źle czuje. Cholera nie zostawię Jej samej, a my musimy iść do szkoły. I uprzedzając nie, nie zostaniesz z Nią w domu. Nie ma tak leniu. Nie wiem co Ty zrobisz mojej Królewnie.
-To ty z nią zostań Hazz...albo we dwóch...
-A nie mówi się we dwoje? – spytałem unosząc jedną brew – Tak czy siak ja i tak bym został bo Ona łatwo mnie nie wypuści – zaśmiałem się.
-Racjaaaa...to jak?
-No dobra – wyjęczałem. – Nawet nie wiesz jaka Ona jest silna.
Zaśmiał się a Megan cały czas się we mnie wtulała.
-Pobudka wstać! – krzyknął Niall wbiegając do pokoju z kanapka w ręce.
-Cicho!-krzyknąłem.
-Ej Ona się jeszcze nie obudziła? – spytał Liam wchodząc za Ni.
-Obudziłam się, ale próbuję jeszcze raz zasnąć! Dajcie mi wy święty spokój! – krzyknęła i schowała głowę pod poduszkę. Przy okazji się we mnie wtuliła.
-już mi stad!-krzyknąłem.
-Ej ja też? – powiedział smutny Louis. Już chciałem cos powiedzieć ale Megg mnie uprzedziła.
-Nie ty nie LouLou – powiedziała i poszła spać dalej. Uśmiechnął się i położył po jej drugiej stronie.
-Wygląda na trójkącik – zaśmiał się.
-Eeeee....nie wyobrażaj sobie-skarciłem go.
-Bleee…. – wyjęczała. – Nie chcę…Tym bardziej z bratem…Ohyda!!! -krzyknęła szeptem po czym wstała i pobiegł do łazienki.
-No widzisz co zrobiłeś – powiedział oskarżycielsko Louis.
-Idioto ona jest chora....chyba-powiedziałem i pobiegłem za Megan. Wszedłem do Jej łazienki i szybko odszukałem dziewczynę. Biedna wymiotowała. Co Jej zaszkodziło? Gdy skończyła podeszła do mnie. W połowie drogi jednak się zatrzymała i wróciła by umyć zęby. Po wykonanej czynności wróciła i się do mnie przytuliła.  – Co Ci mogło zaszkodzić? – spytałem.
-Nie wiem, ale na dworze b-byłam jak padało -cała trzęsła się z zimna.
-Megan – skarciłem Ją. Szybko zaprowadziłem Ją do pokoju i położyłem na łóżku, szczelnie okryłem Ją kocem i powiedziałem by Lou z Nią został, a ja zrobię herbaty. Gdy zszedłem na dół było bardzo cicho co oznacza, że chłopaki pojechali już do szkoły. Na górze byłem po 10 minutach wróciłem z herbatą i małą kanapką.
-Ale ja nie chcę jeść – wyjęczała niezadowolona. Louis przewrócił oczami wziął ode mnie kanapkę i mówił „Samolocik leci… Otwórz buzię to wyląduje”. Myślał, że to coś zdziała, ale chłopie Ona nie ma już 2 lat! Odepchnęła go i schowała się pod kołdrę.
-Ej no! – oburzył się ale zaraz znów zrobił się trochę smutny. – Kotek… Co jest?
-Jestem chora! – powiedział trochę głośniej. Przytulił ją.
-LouLou jestem chooora...-szepnęła.
-Niezbyt mnie to obchodzi – powiedział.
-Wiecie może ja lepiej pójdę do tej szkoły – powiedziałem dziwnie się czując w ich towarzystwie. – Nie będę przeszkadzał. Cześć! – powiedziałem i poszedłem do pokoju po rzeczy i skierowałem się w stronę budynku którego wiele osób nienawidzi.
-Harry!-Krzyknęła- Jak cię nie obchodzi to po co tu siedzisz??- Megg zrobiło się przykro. przybiegła do mnie i mnie przytuliła. Louis coś tam powiedział pod nosem i skierował się do swojego pokoju.

*********************************************************
Hejka! Z tej strony Pauka! Co tam u Was? Trochę z Olą przesadziłyśmy z przerwą, ale dogadać się nie mogłyśmy. Wracając rozdział chciałam dedykować mojej przyjaciółce jeśli mogę. Ala to być dla Ciebie Mamusiu. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :D Spotkamy się za jakieś 2 godzinki. :*
PS.
Aleks ma problemy techniczne więc ja się podpisuję XD :*
Do zobaczenia :*