sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 7


Dotknął wacikiem moich ran.
 -Po co robisz to wszystko?- zapytałam.
-Ale co? - zapytał.
-No to. Opiekujesz się mną. Martwisz się o mnie- wszystko mnie bolało. Starałam się ukryć ból.
-Zastanów się i sama odpowiedz sobie sama na to pytanie - powiedział tajemniczo.
-Um...aha...dziękuję..-zaśmiałam się ale nawet to sprawiło mi ból.
-Za co? - zapytał zdziwiony, dalej oczyszczając rany. - Muszę wstawić te drzwi. To już druga łazienka - mamrotał pod nosem.
-Już nic...no co chcesz?! To nie ja wyważyłam drzwi!!-krzyknęłam i zwinęłam się w kłębek z bólu.
-Jedziemy do szpitala, ja nie dam rady - powiedział biorąc mnie na ręce i znosząc na dół.
-Ty na serio jesteś takim idiotą? Jak mogłeś Jej to zrobić? - darł się Liam. Wyrwałam mu się i spadłam na podłogę.
-Nigdzie nie jadę. Zostaje w domu- powiedziałam i dokuśtykałam w stronę kanapy.
-Meggie! - krzyknął Harry. Gdy tylko usłyszałam Jego głos cofnęłam się w drugi koniec pokoju. Spojrzałam na Niego i szybko wybiegłam z pokoju wprost w ramiona Louiego.
-Chodź tam ze mną...błagam- spojrzałam na niego oczami szczeniaka.
-Chcesz na pewno teraz na Niego patrzeć?
-Nie jadę do żadnego szpitala...to w końcu mój brat- powiedziałam przemogłam się i ponownie weszłam do pokoju i usiadłam na kanapie.
-Meggi… - powiedział błagalnie. – Powiesz co się w nocy stało?
Coraz ciężej mi się oddychało.
-Byłeś pijany...najpierw mnie pobiłeś a potem zrzuciłeś z pierwszego piętra po schodach-szepnęłam i Zwinęłam się w kłębek. – Na szczęście po tym sobie odpuściłeś. Zostawiłeś mnie tam gdzie rano mnie zastałeś. Nie miałam totalnie siły się ruszyć.
Nie odpowiedział.
-Co ja Ci znowu zrobiłam? -szepnęłam i się rozpłakałam. – Obiecałeś mi, że tego nie zrobisz i co? Dlatego zawsze sądziłam, że ufanie każdemu jest jak samobójstwo. Gdy zaufasz za wielu osobom one cię zniszczą. Potajemnie ale skutecznie.
Podszedł do mnie Loui i nie delikatnie przytulił a ja się w niego wtuliłam.
-Powinniście zostać parą - szepnął Niall.
-Że co? - powiedzieliśmy zdziwieni razem.
-Właśnie to-uśmiechną się Zayn. Podszedł do nas, a my nie wiedzieliśmy co się dzieje. Wraz z Niallem przekręcili nam głowy i zbliżyli do siebie. – A teraz całuj pannę młodą – śmiejąc się zmusili nas do pocałunku. Miał bardzo miękkie usta, ale musiałam to przerwać. Oderwałam się od Niego, wstałam i zdzieliłam ich po twarzy. Szybkim krokiem wyszłam z pokoju ubrałam kurtkę, buty, szalik i wyszłam do parku mając nadzieję, że będzie tam Louise. Przeszłam wszystkie alejki i zakamarki parku ale nigdzie jej nie było. Po około 2 godzinach poszukiwań się poddałam i wróciłam powoli do domu. Zachodząc do apteki po jakieś bandaże gazy ogólnie zaopatrzenie apteczki. Wychodząc na kogoś wpadłam.
-Przepraszam – powiedziałam szybko.
-Patrz znowu się spotykamy. Pamiętasz mnie? Jestem Louise – powiedziała i pomogła mi wstać z ziemi i pozbierać porozsypywanie rzeczy.
-O hej właśnie szukałam cię. W parku-uśmiechnęłam się krzywo.
-Mnie? – zdziwiła się. – Coś Cię boli? Chodź pójdziemy do mnie zrobimy sobie gorącą czekoladę – szybko chwyciła mnie za rękę i pobiegłyśmy do Jej domu.
-Powoli... -Syknęłam z lekkiego bólu.- em masz brata?
-Brata nie mam. Mam miłego kuzyna. Chcesz poznać? Z tego co wiem nie ma nadal dziewczyny.
-Jak ma na imię?
-Louis.
-Tomlinson? - zapytałam.
-Tak. Znasz?
-Przepraszam...nie powinnam tak wypytywać cię o wszystko. -Ale tak. Znam.
-Miły chłopak co nie? Nie martw się. Pytaj o co chcesz.
-Strasznie-uśmiechnęłam się ciepło. Po chwili weszliśmy do jej mieszkania. – Jest tez strasznie opiekuńczy – powiedziałam i nagle zadzwonił telefon Louise.
-O wilku mowa – zaśmiała się. Odrzuciła połączenie i szybko zdjęłyśmy wierzchnie ubranie. – Chodź do kuchni. Musimy oddzwonić do Louisa – skierowałyśmy się do wcześniej wspomnianego pomieszczenia i usiadłyśmy przy stoliku. Louise szybko zaparzyła herbaty i wzięła telefon do ręki. – Dzwonimy? – spytała, a ja pokiwałam twierdząco głową. Wybrała numer Louisa i zadzwoniła a ja przeglądałam się moim ranom i siniakom na rękach. Włączyła na głośno mówiący.
-Louise! – krzyknął zdenerwowany.
-Co jest?
-Boże Megan mi gdzieś zwiała. Martwię się! Pomocy!
Zaśmiała się.
-No i z czego się śmiejesz?! Ona ledwo chodzi!-krzyczał.
-Spokojnie – pokazała mi bym coś powiedziała.
-Megan akurat jest poza zasięgiem sieci proszę spróbować zadzwonić później – zaśmiałam się. Usłyszałyśmy tylko głucha ciszę.
-Spiskujecie tam na mnie? Chcecie bym na zawał zszedł? – zapytał po chwili z wyrzutem.
-Haha spokojnie marchewko -zaśmiałam się.
-Nie znoszę was.
-A ja myślałam, że mnie kochasz – powiedziałam prawie ‘płacząc’.
-Ej, ale nie płacz. No przepraszam.
-Wszyscy tacy sami – powiedziałam cicho i naprawdę się popłakałam.
-Dobra zaraz u was będę. Masz w domu apteczkę?-Zapytał.
-Tak, a co? – zapytała przerażona.
-Nic nic zaraz będę-powiedział i się rozłączył, a ja powoli dokuśtykałam do salonu.
-Megg co Ci jest? – zapytała.
-Nic. Możesz mi coś opowiedzieć o Lou?
-A co chcesz wiedzieć.
-Mówił mi jak to jest się ciąć o co chodzi?
-Um...powiem Ci kiedy indziej. Co ci jest? -Spytała i podwinęła rękawy mojej bluzy
-Ty też? - zapytała przerażona. - Proszę Cię. Czemu?
-Przez brata który jest przyjacielem Louiego.
Westchnęła cicho.
-Miał problemy. Był krytykowany. Wyzywany… - zaczęła. – To Mu, jak mi mówił, dawało ulgę. Ale gdy chciał przestać, nie mógł. Zrobiło to się jak nałóg.
-Ale przestał.
-Można tak powiedzieć.
-A jeszcze to robi?!
-Gdy muszę - odpowiedział głos ze strony drzwi.
-To ja też nie przestanę.
-Megg! – krzyknął.
-Ty nie przestaniesz, to ja też nie – odpowiedziałam. Podeszłam do Niego i podwinęłam rękawy bluzy. Zobaczyłam tam stare blizny i nowe rany. Spojrzałam mu w oczy. Teraz to On spuścił głowę.
-No już nie będziemy się dobijać-szepnęłam.
-Po to Ci Lou apteczka? - wskazała na moją rękę.
-Nie do końca- westchnął i uśmiechnął się krzywo.
-A do czego?
Stanął za mną i delikatnie podwinął moją bluzkę do góry.
-Mój Boże.
-My lepiej z Megan pójdziemy do mnie.
-Jesteście pewni?
-Tak - powiedzieliśmy razem.
-Jasne...nie ma problemu. Jak coś to dzwońcie...-uśmiechnęła się.
-Cześć! - powiedzieliśmy wychodząc już ubrani.
-I czemu wyszłaś z domu?
-Poszłam szukać Louise.
Weszliśmy do domu Louisa.
-Pierwszy raz jestem u Ciebie.
-I nie ostatni. To co zdejmujemy kurtki i idziemy to opatrzyć - jak na dżentelmena przystało pomógł mi z kurtką i na dodatek zaniósł do salonu.
-Louiiiiiiiiiiiiiii....-jęknęłam.
-Co się stało? - zapytał kładąc mnie na kanapie. Pomógł mi zdjąć koszulkę i spodnie. Trochę dziwnie czułam się gdy byłam przed Louisem w samej bieliźnie.
-Ja nie chce. Zaraz przestanie -podniosłam się lekko- bo..leć.
-Leż. Wiem, że raczej niezbyt komfortowo się czujesz ale musimy to opatrzyć - powiedział i lekko cmoknął mnie w usta. Zrobiła się lekko czerwona i tez cmoknęłam go prawie nie wyczuwalnie w usta.
Dotknął dłońmi moich policzków i pocałował mnie, ale tym razem długo i namiętnie. Lekko się spięłam ale oddałam pocałunek równie namiętnie. Usiadł na kanapie obok mnie, a mnie samą posadził na swoich kolanach okrakiem. Zaczęłam ignorować jakikolwiek ból. Swoje ręce przełożył na moją pupę. Wplotłam palce w jego włosy. On tylko pogłębił pocałunek. W pewnym momencie coś zakuło mnie w brzuchu i automatycznie zgięłam się w pół. Nie no ja nie wierze! Zawsze mam takie cholerne szczęście!!
 -Megg? -zapytał wystraszony. Spojrzał na mój brzuch. Była tam widoczna głęboka rana. - Lekarze powinni Ci to zaszyć.
-N-nie...-szepnęłam- nigdzie nie jadę.
-Musimy.
-Nie, bo nie skończyliśmy jednej rzeczy - powiedziałam i przywarłam swoimi ustami do Jego. Na początku nie wiedział o co chodzi dopiero po chwili oddał pocałunek. Poprawiłam się na Jego kolanach, bo prawie spadłam, a ten zajęczał. Nieświadomie uśmiechnęłam się przez pocałunek.
-No i co się uśmiechasz -pocałował mnie w nos.
-A nie mogę?-zaśmiałam się.
-Jasne ze możesz. Nawet musisz-powiedział. Przekręcił mnie tak że leżałam na plecach a on delikatnie usiadł na mnie okrakiem. Ponowił pocałunek. Przejechał swoją dłonią po moim boku przez co zadrżałam. Teraz to on się uśmiechnął.
-No Co?-zapytałam i się zarumieniłam.
-Nie wiedziałem, że tak na mnie reagujesz - uśmiechnął się. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona niż wcześniej i spuściłam głowę.
-No...tak...jakoś-szepnęłam.
-Ej. Kotek. Ciesz się, że nie wiesz jak ja na Ciebie.
Zaśmiałam się i cmoknęłam go w nos. Pocałował mnie przelotnie w usta i zjechał do szyi. Moje serce zaczęło bić szybciej niż zwykle. Pocałował mnie za uchem, a ja szybko odchyliłam głowę do tyłu. Zaśmiał się cichutko i ponowił gest. Wraz z odchyleniem głowy poniosłam klatkę piersiową. Spojrzał w moje oczy ale nie było w nich ani cienia sprzeciwu czy wątpliwości. Sięgną do moich pleców i odpiął stanik. Znowu poczułam silny ból. Z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Zaczęłam szybciej oddychać, żeby ból chodź na chwilę ustąpił. Niestety nic z tego. Z każdą chwilą coraz bardziej się nasilał.
-Idziemy teraz do lekarza na 100 procent - powiedział i w tempie ekspresowym założył mi wszystkie ciuchy, nie pomijając nawet stanika. - Dokończymy to innym razem - szepnął mi do ucha gdy pomagał założyć mi kurtkę.
-Nie!-zdjęłam kurtki i buty i wróciłam na kanapę- powiedziałam ze nigdzie nie jadę.
-Megg! Naprawdę jeśli teraz nie pojedziemy do szpitala spędzisz tam najbliższe kilka dni! - krzyknął na co ja szybko się poderwałam z miejsca i szybko ubrałam kurtkę.
-Loui nic mi nie jest. Sam byś dał radę to opatrzyć.
-Te rany musi zobaczyć lekarz - powiedział i szybko zaniósł mnie do auta, posadził na miejscu pasażera, a sam usiadł na miejscu kierowcy. Zablokował drzwi bym nie uciekła. Cholera!
-Loui otwórz! -Miałam straszna chrypę nie  mogłem prawie nic powiedzieć.
-Stracisz głos.
-Otwórz...-Musiałam szeptać.
-Zaknebluję tą Twoją piękną twarzyczkę jeśli nie przestaniesz sama gadać - powiedział wyjeżdżając z posesji.
 -Louis proszę- jestem uparta nie dawałam za wygraną.
-Sama chciałaś – zatrzymał auto wyją materiał i zawiązał mi na ustach.
-Louiiiiii – wyjęczałam ledwie zrozumiale.
-Cisza!
Próbowałam ziemi wszystkich sił otworzyć drzwi. Hahaha proszę państwa Loui Tomlinson. Szybko odwiązałam sobie materiał.
-Hahahhahaah – zaczęłam się śmiać cicho.
-Megan, proszę Cię przestań – powiedział błagalnie. Uległam i przestałam się śmiać. W pewnym momencie zobaczyłam na kurtce ciemna mokra plamę. To była krew.
-Loui...przecieka - szepnęłam.
-Ale co? – zaśmiał się parkując już przy szpitalu.
-Kurtka... -Nie byłam w stanie się ruszyć. Wysiadł, wziął mnie na ręce i zaniósł do środka.
-Megan! – krzyknęła Demetria. – Ty znowu tutaj. Chodźcie – wzięła nas do Sali w której zazwyczaj leżałam tylko ja.
-Doooooo domuuuu Loooooooui-ledwo mówiłam. Głos miałam można powiedzieć że miałam jak stary kot.
-Nie Mała - powiedział.
-Już mówiłam co sądzę o tym.
-Tutaj ją połóż - Demetria pokazała na jedno z łóżek. Położył mnie tam gdzie pokazała.
-Doooom.
-Nie Megan - powiedziała Demetria i zdjęła mi koszulkę. - Trzeba to szybko zaszyć. Idę po chirurga.
Westchnęłam i odwróciłam się w drugą stronę tak że byłam do nich wszystkich tyłem.
-Megg. Proszę Cię – mówił Loui. Skrzywiłam się wróciłam do poprzedniej pozycji. – Muszą to zrobić byś nie straciła za dużo krwi.
-Wiem...-szepnęłam. Strasznie się bałam ale starłam się to ukryć.
-Już jestem! - powiedziała Demetria wchodząc z lekarzem do sali.
-Nie jest dobrze - powiedział lekarz patrząc na moje ciało. Nic nie odpowiedziałam tylko zakryłam się cała kołdrą. – Idziemy na salę. Wołaj pielęgniarki, Demetria.
- Co?! Po co?!- jak poparzona wylazłam spod kołdry.
-Nie bój się – powiedział łagodnie. – Musimy to tylko zaszyć.
Powiedział, a ja od razu wtuliłam się w Lou. Nie. Lekarz nie może mnie dotknąć. Nie, bo mu nie ufam. Chyba zrozumiał aluzję.
-Dobrze Twój chłopak może iść z nami… - powiedział znudzony.
Nie odpowiedziałam nic na słowo "chłopak". Za nim się obejrzałam byliśmy już na sali zabiegowej a ja nadal mocno trzymałam Louiego.
-Zaraz chyba On będzie miał gips na ręce, kochanieńka – rzekł z uśmiechem chirurg, a ja gdy mnie dotknął podskoczyłam i cicho ale wysoko, pisnęłam. Bardzo mocno wtuliłam się w Louisa.
-Spokojnie tylko zaszyjemy i dam ci spokój- uśmiechnął się do mnie lekarz.
-Ciii…. Megg – szeptał mi do ucha Loui. –Będzie dobrze.
Po kilku minutach szeptania uspokoiłam się trochę. Lekarz ponownie do mnie podszedł.
-Teraz to zaszyjemy – powiedział i wziął się do roboty. Nadal nie puszczałam Louisa. – Gotowe.
Odetchnęłam z ulga.
-Było aż tak strasznie? – zapytał Lou na co pokiwałam twierdząco głową. – Serio? – zapytał z niedowierzaniem i uśmiechem na ustach.
-no co?
-Nic, nic…
-Mogę do domu?- zwróciłam się do chirurga.
-Już możesz… Aż tak Ci się spieszy? – zaśmiał się.
-Nie lubię szpitali.
-Już idź. Nie trzymam Cię – powiedział, a ja wyszłam z Sali.
-Louis, tak? – zapytał. Niestety, a może i stety tylko tyle usłyszałam.
*Perspektywa Louisa*
-Tak – odpowiedziałem.
-Dbaj o Nią – powiedział lekarz. – Jest bardzo delikatna. Nie poznała mnie. Jak była mała to ja się Nią opiekowałem. Teraz przekazuję Ci to w Twoje ręce. Możesz mi to obiecać? Obiecać, że się Nią zaopiekujesz?
-Obietnice można złamać przysięgi nie, wiec przysięgam ze się nią zaopiekuje.
-Dziękuję.  Idź już bo prawdopodobnie się niepokoi.
-Nie ma za co i do widzenia.-uśmiechnąłem się i wyszedłem.
-Co chciał? – zapytała.
-Nic ważnego – powiedziałem i uśmiechnąłem się promiennie do Niej. – Moja mała Księżniczka.
Gdy to powiedziałem zrobiła się cała czerwona i wyszła szybko ze szpitala. Zaśmiałem się cicho.
-Gdzie tak Ci śpieszno? – zapytałem.
-Do domu – odpowiedziała mi nie patrząc na mnie. Złapałem Ja za podbródek i podniosłem by spojrzała na mnie. Miała dwa piękne rumieńce na policzkach.
-Moja Księżniczka – powtórzyłem i spojrzałem Jej w oczy. Spojrzała na mnie niedowierzając. Zaśmiałem się.
-Czemu się śmiejesz?
-jesteś słodka.
Ona nic nie odpowiedziała i poszła w stronę domu.
-Myszko! Do samochodu! Już!
-Ale czemuuuuuuuuuuuuu – przeciągnęła.
-Rozchorujesz mi się tutaj. Autem wracamy – podszedłem do Niej, powiedziałem i wziąłem Ją na ręce.
-Postaw mnie – śmiała się.
-Nie Myszko. – powiedziałem. Szybko wsadziłem ja do auta i włączyłem grzanie.
-Brr. Zimno! – pisnęła. Zarzuciłem na Jej ramiona dodatkowo swoją kurtkę.
-a ty na piechotę do domu chciałaś.
-Wcale, że nie – szybko zaprzeczyła. – Lubię jak mnie nosisz – uśmiechnęła się niewinnie.  Zaśmiałem się i ruszyłem. Wymruczałem jakieś słowa pod nosem.
-Co mówiłeś? – zapytała patrząc na mnie.
-Jak chcesz mogę robić to częściej.
-Tak! – zapiszczała podekscytowana. Uśmiechnąłem się.
-Już jesteśmy – powiedziałem i wyszedłem z auta otworzyłem Jej drzwi i szybko wziąłem Ją na ręce jak pannę młodą. – No to teraz do domu – ruszyłem w stronę drzwi. Megg otworzyła je nogą, a ja zaniosłem Ją do salonu.
-Zrobisz jeść? – zapytała.
-Gdzie Wy byliście? –wykrzyczał Harry. Megg od razu zerwała się na równe nogi i podbiegła do mnie przytulając się.
-W szpitalu!-krzyknąłem.
-Nie drzyj się na mnie – odpowiedział wrogo.
-Po co? – zapytał wystraszony Niall. Megan była cicho jak mysz pod miotłą.
-Słyszycie co się do Was mówi? – wkurzył się jeszcze bardziej Harry.
-Po to by głu…
-Megg – skarciłem Ją.
-Byłam tam przez Ciebie. Tyle tylko powiem – odkleiła się i skierowała do schodów. – O i jeszcze jedno – odwróciła się. – I ty do cholery chcesz się zmienić? – krzyknęła i pobiegła na górę, a aj za Nią chciałem iść, ale zatrzymał mnie Niall.
-Stary Ona musi to przemyśleć…
-Ale co przemyśleć!!!???
-Louis… - podszedł do mnie Zayn. Usiadłem na fotelu bo już nie wytrzymywałem.
-Obiecałem, że to zrobię, a nawet złożyłem przysięgę, więc mam to w dupie. Idę do Niej – podniosłem się i skierowałem do Jej pokoju. Gdy tam wszedłem siedziała przy biurku i coś rysowała. Cicho podszedłem do Niej i spojrzałem przez ramię. Rysowała ołówkiem zachód słońca za drzewem.
-Księżniczko.. – wyszeptałem Jej do ucha. –Pięknie rysujesz.
Spojrzała na mnie i zarumieniła się.
-Um...dziękuję .
Usiadłem na Jej biurku.
-Nie przejmuj się nim – rzekłem.
-Chciałam by było tak jak kiedyś, zanim… zanim… - prawie płakała, przytuliłem Ją.
-Cicho nie chcesz nie mów - właśnie teraz wszyscy włącznie z Hazzą weszli do pokoju. Pokazałem im by byli cicho. Megan chyba nie zorientowała się, że są w pokoju.
-Chciałabym by było tak jak kiedyś, zanim rodzice zginęli. Harry wtedy był, że tak powiem normalny. Nie czuł do mnie wstrętu. Nie bił mnie. Był taki jak inni bracia. Był fajny zabawny opiekował się mną. A teraz? Totalnie się zmienił. Jeśli myśli, ze mnie nie bolała ich śmierć to się myli. Tylko ja inaczej odreagowywałam – wstała i podeszła do szafy. Zobaczyła w drzwiach chłopaków i jedyne co zrobiła to skazała ręką na łóżko by usiedli. – Tak.
Wyjęła z szafy pełno obrazów. Każdy przedstawiał prawie ten sam motyw. Na każdym była jakoś ukazana śmierć.
-Totalnie inaczej- szepnąłem.
-Nie chciałam nikogo ranić, ani zamartwiać – powiedziała na nikogo nie patrząc.
-Megg… - zaczął Hazz.
-Nie odzywaj się do mnie – schowała swoje obrazy i wyszła z pokoju. Poszedł za nią i ja przytulił. – Nie dotykaj mnie – wywinęła się z Jego uścisku. Po chwili popatrzyła na niego i go przytuliła.
-Przepraszam. Po prostu ja nie daję rady… - powiedział. Nie odezwała się. Tylko wzmocniła uścisk. Usłyszałem cichy szloch. Myślałem, że to Megg się popłakała, ale jednak się bardzo zdziwiłem. Był to Harry. Harry płakał pierwszy raz w życiu na moich oczach.
-Nie płacz -szepnęła.
-Role powinny być odwrócone – zaśmiał się cicho.
-Oops...-zaśmiała się.
-Oj tam, oj tam – uśmiechną się. Podniósł moją Księżniczkę do góry i okręcił wokół własnej osi. Zaczęła się śmiać. –Moja mała Królewna…
-Ej… - powiedziałem udając obrażonego. – To moja Księżniczka.
-Twoja Księżniczka moja Królewna – powiedział i przytulił Ją. – Moje dwa zakochańce.
-Ej – dźgnęła Go palcem w żebra.
-Taka prawda – powiedział Niall.
-Wcale, że nie – zaprzeczyła. – Ale LouLou to może mnie nosić, bo to jest fajne. Jak stawiam opór to zawsze bierze mnie na ręce i zanosi – uśmiechnęła się zadowolona z swoich poczynań na co prychnąłem.
-Jest słodki -szepnęła mu na ucho. Udawałem, że nic nie usłyszałem. Ale chłopaki się zaśmiali. To wydało to, że nie była zbytnio cicho.
-Zamknąć się!-krzyknęła i wytknęła nam język. – Idę coś zjeść… - powiedziała i wyszła z pokoju. Hazz poszedł za nią.
-Chyba Cię kocha czy coś – powiedział Liam.
-Ej pogrzebmy Jej w rzeczach może coś znajdziemy – zaproponował Zayn.
-Nie.
-No weź.
-Nie biorę w tym udziału – rzekłem. Zayn szybko przejrzał Jej szafkę nocną i już podał mi kartkę na której było kilka razy ‘Kocham Cię’, a na dole ‘Chyba Cię kocham, czy coś’. Weszła do pokoju.
-Zayn do jasnej cholery! Kto Ci pozwolił grzebać?! – wyrwała mi tą kartkę z rąk i cisnęła do tylnej kieszeni spodni. Wściekła skierowała się do wyjścia z pokoju, ale wpadła na Harrego.
-Gdzie idziesz? – zapytał.
-Jak najdalej od nich – powiedziała i wyszła.
Złapał ja w pasie.
-Mogę go zabić?
-Swojego chłopaka? – zapytał.
-On nie jest moim chłopakiem i nie, nie Lou tylko Zayna.
-A no to tak.
-Zdrajca – powiedział Zayn gdy Megg już szykowała się do zabicia Jego.
-Pomożecie mi schować później Jego ciało - powiedziała i rzuciła się na niego.
-Kurwa ile ona ma siły – powiedział gdy walnęła Go w brzuch.
-Po co grzebałeś w mojej szafce? – walnęła Go jeszcze raz ale mocniej na co jęknął z bólu.
-ojeju
-Nie ma ojeju. Grzebałeś w moich rzeczach. Kto Ci do kurwy nędzy pozwolił? – walnęła ponownie pięścią w Jego brzuch.
-Dobra siostra daj spokój – powiedział Harry próbując ściągnąć Ją z Zena. Zayn wstał.
-Brzuch mnie boli – skulił się.
-Dobrze Ci tak. W moich rzeczach się nie grzebie!
-Dobra już nie będę – powiedział.
-Dobrze, że nic ważnego nie znaleźliście bo byłoby po Was…
Nikt się nie odezwał.
-Znaleźliśmy to co zabrałaś – powiedział Niall. Megg wyjęła kartkę i przeczytała ją.
-Eeetam  to było do zapamiętania gdy z koleżanką jakieś teksty wymyślałyśmy – zaśmiała się na to wspomnienie. – Trochę ich było.
-Czemu ich nie ma? - zapytał Liam.
-Ale czego? - spytała.
-No tych tekstów - wytłumaczyłem.
-Spaliłyśmy....
-Dlaczego? - spytał Zayn.
-Bo nie chciałyśmy by ktoś je czytał tak jak wy teraz ten - odpowiedziała szorstko.
-No przepraszam już nie będę- powiedział Zayn.
-Mam taką nadzieję – powiedziała i położyła się na łóżku. No kurczę chłopaki moglibyście już sobie iść to bym mógł chociaż się do Niej przytulić. Do mojej Księżniczki.
-Dobra idziemy- powiedział Daddy.
-Powiedziałem to na głos? – spytałem.
-Ale co? – wszyscy na mnie spojrzeli. Kurwa no chyba se ze mnie jaja robicie.
-Nic, nic - powiedziałem próbując wywinąć się z sytuacji. Megg wyszła z pokoju i poszła na dół oglądać telewizję.
-Wy sobie żarty robicie, no wiecie co? - mówiłem sam do siebie.
-Dobra Lou coś ci mozg siada idź na dół – zaśmiał się Harry.
-Te sprzeczki rodzeństwa źle na mnie wpływają .
-oj tam oj tam nie przesadzaj
-Ja przesadzam?
Hazz zszedł na dół do Megan i usiadł obok niej. Czy oni się wreszcie pogodzili? Nie mam pojęcia. Nikt ich chyba nie zrozumie, bynajmniej ja. Hazz i Megan śmiali się na kanapie łaskocząc się.
-Wy naprawdę jesteście niezrozumiali – mruknąłem pod nosem. Po godzinie Megg usnęła mu na kolanach.
-Zaniosę Ją – zgłosiłem się. I wziąłem Ją na ręce w stylu panny młodej.
-Ale co?- obudziła się.
-Śpij dalej- powiedziałem cicho.
-Marudzisz – powiedziała i położyła głowę na moim ramieniu.
-każdy marudzi marudo -mruknął Hazz. Nie zwróciła na niego uwagi. Skierowałem się w stronę schodów wychodząc z salonu.
-Myślisz, że zastąpi Twoje miejsce? – spytał chyba Zayn Harry’ego myśląc, że tego nie usłyszę.
-Nie.
-Jesteś tego pewien? Ona Mu chyba bardziej ufa.
-On będzie Jej chłopakiem, a ja zawsze pozostanę bratem. Nic się nie zmieni, od tego jak wyprowadziliśmy Ją z domu Emily siłą zachowują się jak para.
perspektywa Hazzy
Zanim zacząłem kolejne zadnie do pokoju wpadła Megan i rzuciła mi się na plecy.
-Ty nie miałaś iść spać? – spytałem.
-Boże – wpadł do salonu zdyszany Louis. – Jak ona szybko biega. Moja kondycja przy Jej wysiada.
-Nieeeeee...przyśniło ci się!-krzyknęła i rzuciła poduszką w Zayna.
-Ile Ona ma jeszcze energii? – spytał Lou.
-Nie mam pojęcia – powiedziałem szczerze widząc jak Zayn i Megg zaczynają wojnę na poduszki. Zanim się obejrzałem moja siostra zaczęła biegać po całym domu.
-Ej jest po północy dajcie już sobie spokój – błagał Lou. Rzuciła w niego poduszka.
-chodź stary pierniku!!
-Jak Ty mnie nazwałaś? – zaśmiał się i zaczął Ją gonić by Ją połaskotać. Miała pełno energii.
-hahah… Zostaw mnie. Hahah
-Ooo wymiękasz maleńka- zaśmiał się Zayn.
-ja wcale. Hahahhaha… nie …hahah… wymiękam… Zostaw!
Uciekła jak najdalej i usiadła mi na kolanach wtulając się we mnie.
-Ratuj – szepnęła i jak mała dziewczynka schowała głowę w moim zagłębieniu szyi. Przytuliłem ja.
-Zawsze aniołku...
-Odgoń ich – wyszeptała drżącym głosem. Tak jakby się wystraszyła. – Proszę – dodała równie przestraszona.
-Dobra chłopaki! Już albo do domu albo na 4 piętro domu!-krzyknąłem i wtuliłem w siebie Megan.
-No dobrze – powiedzieli i pomaszerowali na górę.
-Cicho… Co się stało? – spytałem, drżącą Megg.
-Bo...oni...są...-szeptała cały czas.
-Oni co?
-Bo oni… są… tak bardzo…. – szeptała drżąc. – Pojebani! – wykrzyknęła i zaczęła się śmiać. Powiem tak. Opadła mi kopara. Po chwili zacząłem się śmiać.
-Dobra młoda idziemy spać – powiedziałem gdy się uspokoiłem. Wziąłem Ją na ręce i zacząłem nieść na górę.
-Nieeeeee jeeeeszcze nieeeeee...-wtuliła się we mnie.
-Tak, jest późno, a jutro do szkoły młoda – pocałowałem Ją w czoło.
-Nie idę jutro. Brzuch mnie boli i głowa i mi nie dobrze...-szepnęła.
-A przed sekundą było Ci dobrze? – zaniósł Ja do pokoju. – Jutro zobaczymy – powiedział uprzednio kładąc Ją na łóżku.
-Prooosze Hazz...naprawdę...no...zapomniałam a teraz jak bym miała się zrzygać.
-Zobaczymy jutro – powiedział i wyszedł z jej pokoju. Skierował się do swojego.
-Harrryy!!!-krzyknęła a ja szybko wróciłem.
-Przytul i zostań dopóki nie zasnę – szepnęła.
- No dobrze – przytuliłem Ją i położyłem się na Jej łóżku. Od razu się we mnie wtuliła. Objąłem Ja ramieniem i czekałem aż zaśnie. Bałem się. Nie wiedziałem, że po tym co Jej zrobiłem jeszcze będzie chciała mnie widzieć.
 -kocham cię braciszku...-szepnęła i mocno mnie przytuliła.
- Ja ciebie też siostrzyczko  - wyszeptałem. Usnęła po godzinie czasu. Przytulała mnie na dal bardzo mocno. Nie wiem jak w takim małym ciałku może być tyle siły, no i ile ona przeze mnie musiała cierpieć. Próbowałem wyplątać się z Jej uścisku. Niestety nic mi z tego nie wyszło. Poddałem się przykryłem nad kołdrą, wtuliłem Ją w siebie i sam odpłynąłem.
rano
-Nie dotykaj Jej – krzyknął Louis próbujący z rozbawieniem wyrwać mi Megg z ramion.
-To moja siostra!
-Ale moja kochana Księżniczka!
Najlepsze jest to ze nic jej nie budziło spala jak zabita.
-Dobra człowieku ona śpi...-szepnąłem do przyjaciela.
-Śpi nie śpi co za różnica i tak zaraz wstanie. Co nie Kochana? – spytał Ją całując w policzek. Ona na odpowiedź tego wytarła go i wymruczała ciche  „Blee” .
-Ej no dzięki! -zaśmiał się. Megan była cala blada. – Co Ty Jej zrobiłeś?
-Ja nic. Wczoraj mówiła, że się źle czuje. Cholera nie zostawię Jej samej, a my musimy iść do szkoły. I uprzedzając nie, nie zostaniesz z Nią w domu. Nie ma tak leniu. Nie wiem co Ty zrobisz mojej Królewnie.
-To ty z nią zostań Hazz...albo we dwóch...
-A nie mówi się we dwoje? – spytałem unosząc jedną brew – Tak czy siak ja i tak bym został bo Ona łatwo mnie nie wypuści – zaśmiałem się.
-Racjaaaa...to jak?
-No dobra – wyjęczałem. – Nawet nie wiesz jaka Ona jest silna.
Zaśmiał się a Megan cały czas się we mnie wtulała.
-Pobudka wstać! – krzyknął Niall wbiegając do pokoju z kanapka w ręce.
-Cicho!-krzyknąłem.
-Ej Ona się jeszcze nie obudziła? – spytał Liam wchodząc za Ni.
-Obudziłam się, ale próbuję jeszcze raz zasnąć! Dajcie mi wy święty spokój! – krzyknęła i schowała głowę pod poduszkę. Przy okazji się we mnie wtuliła.
-już mi stad!-krzyknąłem.
-Ej ja też? – powiedział smutny Louis. Już chciałem cos powiedzieć ale Megg mnie uprzedziła.
-Nie ty nie LouLou – powiedziała i poszła spać dalej. Uśmiechnął się i położył po jej drugiej stronie.
-Wygląda na trójkącik – zaśmiał się.
-Eeeee....nie wyobrażaj sobie-skarciłem go.
-Bleee…. – wyjęczała. – Nie chcę…Tym bardziej z bratem…Ohyda!!! -krzyknęła szeptem po czym wstała i pobiegł do łazienki.
-No widzisz co zrobiłeś – powiedział oskarżycielsko Louis.
-Idioto ona jest chora....chyba-powiedziałem i pobiegłem za Megan. Wszedłem do Jej łazienki i szybko odszukałem dziewczynę. Biedna wymiotowała. Co Jej zaszkodziło? Gdy skończyła podeszła do mnie. W połowie drogi jednak się zatrzymała i wróciła by umyć zęby. Po wykonanej czynności wróciła i się do mnie przytuliła.  – Co Ci mogło zaszkodzić? – spytałem.
-Nie wiem, ale na dworze b-byłam jak padało -cała trzęsła się z zimna.
-Megan – skarciłem Ją. Szybko zaprowadziłem Ją do pokoju i położyłem na łóżku, szczelnie okryłem Ją kocem i powiedziałem by Lou z Nią został, a ja zrobię herbaty. Gdy zszedłem na dół było bardzo cicho co oznacza, że chłopaki pojechali już do szkoły. Na górze byłem po 10 minutach wróciłem z herbatą i małą kanapką.
-Ale ja nie chcę jeść – wyjęczała niezadowolona. Louis przewrócił oczami wziął ode mnie kanapkę i mówił „Samolocik leci… Otwórz buzię to wyląduje”. Myślał, że to coś zdziała, ale chłopie Ona nie ma już 2 lat! Odepchnęła go i schowała się pod kołdrę.
-Ej no! – oburzył się ale zaraz znów zrobił się trochę smutny. – Kotek… Co jest?
-Jestem chora! – powiedział trochę głośniej. Przytulił ją.
-LouLou jestem chooora...-szepnęła.
-Niezbyt mnie to obchodzi – powiedział.
-Wiecie może ja lepiej pójdę do tej szkoły – powiedziałem dziwnie się czując w ich towarzystwie. – Nie będę przeszkadzał. Cześć! – powiedziałem i poszedłem do pokoju po rzeczy i skierowałem się w stronę budynku którego wiele osób nienawidzi.
-Harry!-Krzyknęła- Jak cię nie obchodzi to po co tu siedzisz??- Megg zrobiło się przykro. przybiegła do mnie i mnie przytuliła. Louis coś tam powiedział pod nosem i skierował się do swojego pokoju.

*********************************************************
Hejka! Z tej strony Pauka! Co tam u Was? Trochę z Olą przesadziłyśmy z przerwą, ale dogadać się nie mogłyśmy. Wracając rozdział chciałam dedykować mojej przyjaciółce jeśli mogę. Ala to być dla Ciebie Mamusiu. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :D Spotkamy się za jakieś 2 godzinki. :*
PS.
Aleks ma problemy techniczne więc ja się podpisuję XD :*
Do zobaczenia :*