niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 5



-Ale ja nie chce-szepnęłam i Odsunęłam się jeszcze bardziej pod ścianę.
- Megg proszę Cię! - jęknął.
-Nic mi nie będzie... -Szepnęłam i się skrzywiłam.
- Megan! – syknął ostrzej. Przewróciłam oczami i z bólem lekko się do nich przesunęłam.
-Wreszcie – powiedział Harry.
-Hazz – skarcił Go Liam. Nie zwracałam uwagi na jego wypowiedzi. Starałam się nie myśleć o bólu.
-Musimy Ci to opatrzeć – powiedział Lou popychając mnie lekko bym się położyła.
-Nie trzeba... Samo przejdzie...-szepnęłam i się położyłam.
-Nic samo się nie dzieje i samo nie przestaje się dziać – powiedział znowu zaczynając być poddenerwowany.
-Czemu jesteś zdenerwowany? -Zapytałam.
-Zachowujesz się bardzo niedojrzale, jak mały bachor który nie umie sobie poradzić! – krzyknął. Popatrzyłam na niego ze łzami w oczach i wyszłam z pokoju.
-Teraz na zmianę Ty Lou zachowujesz się jak idiota! – krzyknął Liam. Nie odpowiedział. Poszłam na dół nalałam sobie soku i siadłam przed telewizorem. Włączyłam jakiś dziwy program. Starałam się skupić na telewizji. W pewnym momencie ktoś zszedł na dół. Udawałam ze go nie słyszę ani nie widzę.
-Megan – powiedzieli cicho. W końcu nie wytrzymałam z ciekawości i spojrzałam. Był to Liam i Niall – stali w wejściu do salonu.
-Co?-Zapytałam oschle i poszłam do kuchni.
-Możesz mówić innym tonem? – zapytał Liam.
-Możesz mówić innym tonem? – papugowałam udając głos. – Nie. Nie mogę – powiedziałam i wyszłam z domu. Gdy tylko wyszłam od razu się wróciłam bo stwierdziłam ze nie ma to sensu. Zajęłam buty i położyłam się na kanapie.
-Jednak wróciłaś? – zapytał. Tylko Go zignorowałam i patrzyłam tempo w sufit.
Starałam się nie płakać.
W końcu podszedł do mnie Liam.
-Megan...
-Słucham?-Zapytałam cicho.
- Megg, co się dzieje?
-A co ma się dziać? Wszystko w porządku -uśmiechnęłam się lekko.
-Megan.. Nie oszukuj. Co się stało? Czemu to zrobiłaś?
- Nie chcę tutaj o tym gadać.
-A gdzie chcesz o tym rozmawiać? –Zapytał.
-Wszędzie, byleby nie na tej posesji.
-To chodź... Do mnie...-uśmiechnął się. Spojrzałam na Niego z przerażeniem. Nie bardzo Mu ufam. Boję się trochę.
-Ej...mnie nie musisz się bać-powiedział szczerze.
-Szczerze? To za bardzo Ci nie ufam – spojrzałam Mu w oczy.
-Rozumiem.. -Uśmiechnął się - masz do tego prawo.
Nie pewnie go przytuliłam.  
-To jak idziemy? – zapytałam z lekkim uśmiechem.
-Chcesz iść?
-Ta-ak -powiedziałam. Na co on się uśmiechną wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu.
-Daleko Mieszkasz?
-Nie. Z 10 kilometrów – uśmiechnął się.
- Nie to wcale nie daleko – powiedziałam z sarkazmem. – Czy Ci ta twarz nie wyschnie kiedyś i nie przestaniesz się śmiać?
-Raczej Nie-uśmiechną się.
-Heh spoko.
Po około 30 minutach byliśmy na miejscu. Liam wziął mnie na ręce zaniósł do pokoju położył na kanapie i poszedł po apteczkę.
-Ej ale co ty będziesz robił?- Zapytałam przerażona.
-Nie bój się – powiedział wracając z apteczką. – Tylko przemyjemy byś nie trafiła znowu do szpitala.
-Ugh...to wolę tylko bandaż -powiedziałam gdy podciągną mi delikatnie bluzkę- ale nie będzie bolało?
-Postaram się by nie bolało, ale nie mam pojęcia jak głębokie je zrobiłaś – powiedział wyjmując waciki i wodę utlenioną. Westchnęłam i zamknęłam oczy.
-Ale tylko brzuch i tyle. Prawda?
-A coś jeszcze pocięłaś? – zapytał.
Spuściłam wzrok.
-Noo...
-Co jeszcze poraniłaś?
-Nogi...-szepnęłam.
-Czemu? - spojrzał w moje oczy, smutny. Ja tylko spuściłam wzrok. -Zdejmuj spodnie. Nie, nie w tym kontekście.
Wstałam i zajęłam spodnie. Cały czas miałam spuszczoną głowę.
-Siadaj - powiedział łagodnie. -Nie bój się.
Zrobiłam co kazał.
-Ale nie będzie bolało?-nie mogłam powstrzymać Strachu.
-Ej Kotek - wzdrygnęłam się na to co powiedział. - Zaufaj Daddy'emu
Lekko się uśmiechnęłam i starałam uspokoić. Cały czas patrzyłam na jego poczynania. Lekko dotykał moją skórę nasączonym wacikiem. Udawałam ze nic nie Czuje. Ze wcale mnie to nie boli. Ale w końcu nie wytrzymałam i syknęłam z bólu.
- Przepraszam! – szybko zabrał rękę.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Nic się nie stało. Możesz dalej.
- Na pewno?
-Tak-uśmiechnęłam się krzywo. Ponowił swoje ruchy. Starał się być delikatny.
*Perspektywa Liama*
Starałem się oczyścić Jej rany szybko ale delikatnie. Co chwila na nią patrzyłem i sprawdzałem czy ja nie boli. Strasznie ciekawił mnie powód tego, że znowu się cięła. Nie mogłem znaleźć racjonalnego wytłumaczenia. Przecież poszła, a raczej pobiegła wtedy do przyjaciółki.
-Em...Megan? -Zapytałem nie pewnie.
-Tak? – spojrzała na mnie swoimi szmaragdowymi oczami, spod długich ciemnych rzęs.
-Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo… - zaczęła ale szybko urwała tak jakby zastanawiała się czy może mi powiedzieć.
-No?-byłem upierdliwy. Ona szybko coś Wymamrotała pod nosem. – Co?
-NoBoHarryCałowałSięZEmiliKtóraZawszeMówiłaŻeGoNienawidzi – powtórzyła równie szybko ale głośniej.
-Powtórz ale wolniej.
-No... Bo Harry całował się z Emily która....zawsze mówiła....że go nienawidzi...-powiedziała głośniej.
- Że co słucham? – krzyknąłem zdenerwowany na Hazzę. Nagle gwałtownie podniosła się do góry i cofnęła w kąt pokoju. – Spokojnie nic Ci nie zrobię, jestem tylko na maxa wkurzony na Harrego.
Nie podeszła do mnie, więc zrobiłem to ja. Powoli szedłem w jej stronę. Widać było ze się bała. Boże co ten człowiek z nią zrobił...
- Nie zbliżaj się – szepnęła, wtulając głowę pomiędzy kolana.
- Proszę Cię nie bój się mnie… Nie chcę Ci nic zrobić – powiedziałem łagodnie. Jak Lou zdobył Jej zaufanie? Podszedłem i kucnąłem przy niej.
-Naprawdę nic ci nie zrobię. Misia...spokojnie.
Spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem.
-Przysięgnij...-szepnęła a głos jej się łamał.
-Przysięgam – położyłem swoją prawą rękę na sercu. Spojrzała na mnie leciutko uspokojona. Rozchyliłem ramiona dając Jej znak, że może się we mnie wtulić. Zrobiła to prawie od razu. Wtuliła się i szepnęła.
- Ja tej suce ufałam…
-Już spokojnie...
- Pogadam z Harrym..
- Nie! – krzyknęła szybko się odklejając. – Brr zimno! – powiedziała i znów się wtuliła, na co ja zareagowałem śmiechem.
-Chodź przemyje to do końca i się ubierzesz.
- Musimy??...
- Chcesz do szpitala?
-No to bierzemy się do roboty! – powiedziała, wstała i skierowała się w stronę kanapy. Zaśmiałem się pod nosem.
- Mam jeszcze takie małe pytanko… - zacząłem.
- No pytaj.
- Czy Ty jesteś w ciąży lub masz okres? – zapytałem. Spojrzała na mnie niezrozumiale. – W tępie ekspresowym zmienia Ci się humor.
-No w ciąży na pewno nie jestem.
- O Boże czyli mam do czynienia z dziewczyną która może mnie zabić bo źle coś zrobię.
Zaśmiała się.
-Nie na pewno Cię nie zabije.
- A skąd mam tą pewność? – zabrałem się za przemywanie ran.
-Bo mam.
-Masz co? – zapytałem kontynuując swoją czynność (powinność XD).
-Mam pewność że cię nie zabiję.
- Zgubiłem się w naszej rozmowie – powiedziałem z uśmiechem.
-I to dowodzi że dziewczynki są mądrzejsze od chłopców- pokazała mi język.
-Ha.Ha.Ha – pokazałem Jej język. Jednak można z nią porozmawiać. – Już skończyłem. Tutaj masz spodnie – podałem Jej wymienioną rzecz.
Nałożyła je szybko.
-Już wszystko opatrzyłeś panie "doktorze"-zaśmiała się.
-Daddy – poprawiłem Ją. – To wracamy do Twojego domu, Ty musisz chyba z Lou pogadać, a ja z Harrym.
Jak na zawołanie zrobiła się blada jak ściana.
-Ja pójdę do hotelu-powiedziała i zaczęła nakładać buty.
- Nie, chyba mam lepszy pomysł… - powiedziałem. Spojrzała na mnie. – Ty tutaj zostajesz. Ja jadę opieprzyć Harrego, a przy okazji wyślę do Ciebie Louisa.
Nabierała powoli kolorów. Chyba Jej się ten pomysł spodobał.
-Louis mnie zabije...-szepnęła i zdjęła buty.
- Nie zabije. On się o Ciebie martwi - rzekłem. - Pierwszy raz widzę, że tak bardzo Mu na kimś zależy. Uwierz mi. Znam Go od dziecka i na nikogo oprócz swojej rodziny tak nie patrzył. Nawet tak bardzo się nie martwił jak byliśmy w szpitalu gdzie Niall i Zayn mięli wypadek. Martwił się, ale nie aż tak jak o Ciebie. Zaufaj Mu. Nie bój się. Może i Go często ponosi, ale wtedy daj mu jasno do zrozumienia, że rani Cię, a nagle otrzeźwieje. tak samo było z Louise.
-Z Louise?! Ona mnie zaczepiła?! Kto to?! On ją znał?! -zaczęła zasypywać mnie pytaniami.
-Spokojnie… - uspokoiłem Ją. – Nie mam pojęcia kto Cię zaczepił, a Louise to jest kuzynka Lou.
-No ona mnie zaczepiła ta Louise!!-krzyczała a po chwili dodała spokojnie- Ty może dlatego mają podobne imiona.
Naburmuszyła się i bez kurtki ani butów wyszła z domu.
-Ona na prawdę ma okres - powiedziałem pod nosem i wybiegłem za Nią. Szła przed siebie i telepała się z zimna. Podbiegłem do Niej, szybko przerzuciłem Ją przez ramię i wróciłem do domu.
-Czy Ty chcesz chorować? – zapytałem jak już Ją postawiłem. – Dzwonię po Louisa.
Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer chłopaka. Założyłem jeszcze równocześnie wtedy kurtkę i zająłem się butami.
*rozmowa*
-Halo? – zapytał.
-Kopyta ci walą – odpowiedziałem.
-Czego chcesz? – zapytał zły. – Mi tu Megg uciekła, a Ty z takim tekstem wyskakujesz
-Nie rób mi wywodów i przyjedź do mnie, ja jadę do Hazzy. Pilnuj domu…
-Okej zaraz będę-rozłączył się.
*koniec*
Megan stała na środku pokoju i zastanawiała się jak wyjść.
-Louis zaraz będzie proszę Cię nie rób nic głupiego – zwróciłem się do niej z błagalnym tonem. – Proszę.
-Ehhh… Dobrze zostanę
-Dziękuje- powiedziałem gdy wyszedłem.
**perspektywa Megg**
Gdy Liam wyszedł z domu poszłam usiąść na kanapę. Zwinęłam się w kłębek i włączyłam telewizję.. Nudne wiadomości tylko leciały, przełączyłam na inny program, tu jednak reklama.
Położyłam się, a oczy same mi się zamykały.
- Po chuja Liam kazał mi tutaj przyjeżdżać – usłyszałam głos, który od razu mnie wybudził z zaspania.
-Przeze mnie -szepnęłam- możesz iść-szeptała mając nadziej że mnie nie usłyszy.
- Ochujał, czy co? Po co ja mam tutaj siedzieć? - zapytał wściekły, bałam się. Zbliżał się do salonu. Drzwi się otworzyły, a ja równocześnie z nimi pisnęłam.
-No to już wiemy-podszedł do mnie a ja zerwałam się na równe nogi. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Bałam się że coś mi zrobi. – Cholera znowu? – krzyknął. – Czemu Ty się mnie boisz? – krzyknął w moją stronę, popatrzyłam na niego niedowierzając. Podeszłam do niego. W tym momencie było mi obojętne czy zrobi mi krzywdę czy nie. Rozpłakałam się i do niego przytuliłam. – Tak bardzo Cię przepraszam. Muszę wreszcie opanować swoje emocję. Proszę Cię nie płacz przeze mnie – przytulił mnie mocniej.
- Mam pytanie do Ciebie – powiedziałam cichutko kiedy się uspokoiłam. – Znasz taką pewną Louise?
-Tak to moja kuzynka a co?
-Nic tylko niedawno taka jakaś dziewczyna mnie zaczepiła.
-Jak wyglądała?-powiedział wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę.
-Nie przyglądałam się Jej, a tak dokładniej to nawet na Nią nie spojrzałam – powiedziałam. – Ale bardzo chciała mi pomóc. Przytaknął i się nie odezwał. – Myślisz? – zapytałam.
-Mhm… -odpowiedział mruknięciem.
-Masz czym? – zaśmiałam się. – Uprzedzając. Tak mam okres… - zaśmiał się.
- Skąd wiedziałaś o co chcę zapytać? – spytał.
-Daddy już tego doświadczył – odpowiedziałam.
-Daddy? – zapytał niedowierzając. – Pozwolił się tak nazwać? Wow dawno Go tak nie nazywałem.
-HAhahah no nawet sam mnie poprawił.
-O jakaś nowość- zasmiał się.
-Przepraszam...-szepnęłam.
-Za co?-przestraszył się.
-Ze znowu to zrobiłam...
-Skarbie – powiedział. –Ustalmy tak. Jeśli będziesz chciała to znowu zrobić to dzwonisz do mnie, ja przyjeżdżam i tniesz moją rękę nie swoją. Jasne?
-Ale ja nie mogę Ciebie zranić.
-Ranisz mnie podwójnie, raniąc siebie – powiedział i pocałował mnie w nos.
-A mogę w takim miejscu że nie będziesz widział?
-Co? Nie!- wybuchł śmiechem ale był trochę zły.
Westchnęłam.
-No dobrze..
-To następnym razem dzwonisz po mnie. Jeśli znowu się potniesz, ja też to zrobię – zagroził.
-Nie!!-zerwałam się na równe nogi.
-Tak! – odpowiedział i posadził mnie na swoje kolana. – Zrobię to jeśli Ty to zrobisz.
-Nie zrobisz!
-Zrobię – szepnął, przekręcając mnie tak, że siedziałam na nim okrakiem.
-Nie! I koniec tematu!-nakrzyczałam na niego i usiadłam obok.
-Tak! Misiu, teraz wiesz jak ja się czuję gdy Ty to robisz – spojrzał na mnie.
-Ale to będzie Cię bolało – spojrzałam w Jego oczy zmartwiona.
-W tajemnicy Ci powiem, że też to robiłem, wiem jak się wtedy czujesz – wyszeptał mi do ucha ustami zahaczając o płatek uszu. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a On na moją reakcję się tylko cicho zaśmiał.
-Nie wiesz...nikt nie wie jak się czuję...-odwróciłam głowę.
-Misiu – próbował zwrócić na siebie uwagę. – Kotek – chwycił mnie za podbródek i obrócił tak, że spojrzałam mu w te niebiesko-szare tęczówki.
-Wiem więcej niż ci się wydaje-szepnął i zbliżył swoje usta do moich...

***************************************************************
Hejo!
Hhahaha tak wiem, zabijecie Nas, że w takim momencie przerwałyśmy. Kocham to! Ehh co się stanie? Nawet sama ja nie mam pojęcia. Nie mam pomysłu, ale obiecuję, że teraz rozdziały będą dodawane w miarę regularnie (jeśli nie złapię kolejnej kary).

Pauka (Juźek) 🙈



Hejka!
No jak Juźek podłapie kolejną karę to żywcem uduszę. Dzisiaj na mnie nakrzyczała bo robiłam pełno błędów :'( także no liczę na to że rozdział się spodoba. I postaramy się kończyć rozdziały właśnie w takich momentach :*


 Ola 🐷

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 4

Weszłam szybko do domu i pobiegła do swojego pokoju, nie patrzyłam na to czy ktoś jest w domu czy nie. Zamknęłam się w pokoju zajęłam wszystkie opatrunki i wyjęłam żyletkę. Nie miałam miejsca ciąć się na rękach wiec wybrałam miejsce gdzie zawsze bałam się pociąć. Zastanawiałam się nad tym w końcu wykonałam pierwsze nacięcie Przed zrobieniem drugiego popatrzyłam na ranę. Krew z niej sączyła się na początku wolno, powoli przybierając na tempie. Na chwilę przyniosło mi to ulgę...nie stety chwile potem wykonałam kolejne i kolejne. Znowu zaczęło się moje przyzwyczajenie. Kreska, oddech, popatrzeć, kreska, oddech, popatrzeć, kreska. Wszystko tak samo. Tak mantra. Wiedziałam że brzuch to wrażliwe miejsce, wiec dałam mu już spokój i zrobiłam kolejną kreskę tym razem na udzie. Na początku poczułam dziwne ukłucie w sercu. Tak, jakby zazdrość. Jakbym cięła się z zazdrości. Ale komu miałabym czegoś lub kogoś zazdrościć? Byłam wykończona....dałam sobie spokój z okaleczaniem.... I powoli poszłam do łazienki. Nagle z dołu usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. To ja nie byłam sama? Może Śmierć po mnie przyszła? Podskoczyłam w miejscu. Siedziałam cicho jak mysz pod miotą i słuchałam czy ktoś do mnie przypadkiem nie idzie.
- Kici, kici? – zaczął ktoś nawoływać.
 Nie byłam w stanie rozpoznać czyj był ten głos. Bie zamierzałam się z tamtąd ruszać. Nie odzywałam się.
 - Pałka, zapałka, dwa kije. Kto się nie chowa ten kryje. Szukam! – krzyknął. Teraz byłam już tego pewna to był Niall. Idiota jeden chce mnie o zawał przyprawić.
– Harry? Jesteś?!
Postanowiłam nie wychodzić. Nie chciałam żeby zobaczył mnie w takim stanie. Na wypadek, szybko zaczęłam tamować krew i zaczęłam robić ‘makijaż’ na poranione części ciała. Na moje nieszczęście rany były za świeże. Próbowałam zatamować krew z brzucha i ud. Pudrem jedynie pogorszyłam ich stan, wyglądało to makabrycznie. Usiadłam na kafelkach i czekałam jak sama z siebie krew przestanie lecieć. Modliłam się aby Niall wyszedł z domu jak najszybciej. Niestety tak nie było. Ktoś zapukał do łazienki. Cholera nie zamknęłam drzwi! Nie odezwałam się tylko Zwinęłam się w kłębek. To przecież Niall pewnie sobie pójdzie zaraz do domu.
- Jesteś tam? – mówił Niall.
Szybko wyciągnęłam telefon włączyłam jedno nagranie na którym Harry mówi: Spieprzaj stąd łazienka zajęta przeze mnie! Kocham to nagranie. Ratuje mi dupę. Szybko włączyłam i dostałam odpowiedź od Nialla.
- Sorry! Poczekam, aż wyjdziesz! Odetchnełam z ulgą. Ale kurde!  On będzie tu czekał!  Siedziałam cicho a rany nadal dosyć mocno krwawiły. Nie miałam pojęcia co zrobić! Była bezradna. Wiem! Będę tu siedziała. W końcu mu się znudzi.
- Harry? – po pięciu minutach znowu się dobijał do drzwi. – Wyjdziesz? Czy może ja mam wejść?
Nie no! Nie wierze! Wstałam i poszłam w kąt łazienki. Przyjęłam taktykę ze nie będę się odzywać.
- Ty naprawdę jesteś taki głupi czy tylko udajesz? - powitał Nialla.
- Z łazienki było wyraźnie słychać Twój głos mówiący o tym, że łazienka zajęta, i że mam spierdalać.Raczej zbytnio dobrze mi to nie szło. Starałam nie zacząć płakać. Usłyszałam jak drzwi się otwierają.Ona idealnie wtapiała się w tło. Miała identyczny odcień co kafelki na ścianie.
-Nie znasz jej...
Harry podszedł do kosza i go odsunął. Gdy tylko mnie zobaczył, gwałtownie złapał mnie za nadgarstki i podniósł do góry.
- Zostaw mnie! - pisnęłam. - Raz zachowaj się jak człowiek, a nie potwór.
Przewróciłam oczami i odepchnęłam się od ściany. Już miałam wychodzić gdy się odwróciłam.
- Nie mam pojęcia co się z Tobą stało - powiedziałam i odeszłam.
 Nie zwracałam uwagi na to, że moje rany jeszcze krwawią. Wyszłam z domu i skierowałam się do ulubionego miejsca.
Poszłam do parku. Prawie nikt nigdy tam nie przychodził. Siadłam na starej ławce Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam płakać trochę z bólu i trochę z całej sytuacji.
- Co się stało? - zapytał damski głos. Podszedł do ławki, usiadł obok mnie i poprostu przytulił. - Nie płacz. Nikt nie jest wart Twoich łez
 Nie odezwałam się. Powoli się uspokajałam.
- Powiesz mi co się stało? - zapytała.
-Po co chcesz wiedzieć? -Zapytałam oschle.
 - Może uda mi się Ci pomóc. Możesz tego nie chcieć.
-A tak wogóle to kim ty jesteś?
Mnie się nie da pomóc.
 - Jestem Louise. Na pewno da radę. Tylko ktoś musi Ci pomóc.
-Mowie ze się nie da pomóc!
 - Jak będziesz tak mówiła to napewno nie. Musisz uwierzyć. To powiesz o co chodzi?:
 -Boże no miałam kiedyś brata. Teraz go nie mam. Non stop się na mnie drze bije i poniża! Starczy?! -Krzyknęłam po czym wstałam i odeszłam.
 - Nie będę mówić, że współczuję, bo to nigdy nie pomaga. Jeśli pozwolisz spróbuję Ci pomóc - tylko to usłyszałam.
 Zatrzymałam się i odwróciłam się do niej.
- Mój brat nie istnieje. Jego nie zmienisz. A to jest moje marzenie. Jego nie da się zmienić. On już nigdy nie będzie moim bratem. Dziękuję ze chciałaś mi pomóc -powiedziałam i odeszłam.
Mój brzuch i uda krwawiły coraz bardziej.
 Starałam się nie zwracać na to uwagi. Szłam dalej. Postanowiłam wrócić do domu.
: Gdy tylko weszłam do mieszkania od razu poszłam do siebie.
 Nie mogłam się jednak za długo nacieszyć samotnością. Chwilę po mnie, do pokoju wszedł Harry.
 Moja wcześniejsza odwaga prysła jak bańka mydlana. Gdy wszedł nie odezwałam się tylko rysowałam coś w zeszycie.
 - Spojrzysz na mnie? - zapytał łagodnie co u niego było nowością.
 Podniosłam głowę i skierowałam na niego wzrok.
 - Po co? - zapytałam i wróciłam do poprzedniej pozycji.
 Podszedł do mnie. Ignorowałam go. Przynajmniej się starałam.
Usiadł na brzegu moje biurka przy którym siedziałam.
 -Harry po co przyszedłeś?-zapytałam jąkając się.
-Chciałem pogadać.
 -O czym?-nie mogłam zapanować, nad moim głosem.
: -Nie bój się - powiedział spokojnie.
-Nie bój się? Serio? Tylko na tyle Cię stać? Wiesz jak bardzo mnie raniłeś?
 A zresztą...no to o czym chciałeś pogadać?-wróciłam do tematu.
-Siema Harry! Jesteś, Stary?! - zawołał głos z dołu.
-Idź masz gości- wstałam od biurka.
 -Harry? - zapytał znowu.
-Na górze! - odkrzyknął ale pozostał w moim pokoju.
 Podeszłam do szafy żeby zmienić bluzkę z której już skapywała krew. Wyciągnęłam z szafy czarną bluzę.
-Harry chce się przebrać. Możesz wyjść?
 On pokiwał przecząco głową. Chyba domyślił się, że coś nie tak.
-Siema Hazz! - przywitał się ktoś wchodząc do mojego pokoju.
-Hej Lou! - powiedział.
-Co robisz w pokoju Megg? - zapytał lekko ze strachem. Rozejrzał się i zobaczył, że stoję przy szafie z bluzką.
 -Możecie wyjść żebym się przebrała? -Zapytałam poirytowna.\ -Chodź - powiedział Hazz ciągnąc Lou za sobą. Gdy zdjęłam koszulkę i już na głowie miałam drugą, ktoś wszedł do pokoju.
- Cholera! - powiedział, prawdopodobnie patrząc na mój brzuch.
 Podskoczyłam w miejscu i szybko nałożyłam drugą.
 -Co to było? - zapytał zły. Spojrzałam niewinnie na Hazzę. - Lou chodź tutaj!
 Odruchowo cofnelam się w kąt pokoju i obserwowałam ruchy Harrego.
 -Co jest? - zapytał Lou wchodząc do pokoju. -Czemu Ona chowa się w kącie?
 -Zapytaj się jej-powiedział wściekły.
Nie wiedziałam co mam robić. Nie miałam jak uciec. Stałam jak słup soli i się nie odzywałam.
 -Megg? - zaczął spokojnie. -Młoda. O co chodzi?
 Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Strach był zbyt duży.
 -Ej wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć - powiedział podchodząc. -Co się stało?
 Jeszcze bardziej weszłam w kąt pokoju. Teraz bałam się nawet Louiego.
 -Czy Ty się mnie boisz? - zapytał ze strachem.
 Spuściłam głowę. Tak naprawdę to nawet nie wiem czemu mam poczucie strachu. Może że będzie zły za to co zrobiłam? Próbowałam się nie rozpłakać.
 -Siostra - powiedział kolejny raz tego wieczoru, łagodnym głosem, Harry. - Wiem co widziałem, ale się przyznaj.
 Wyszłam z kąta pokoju i poszłam usiąść na łóżku.: -Megan? - zapytał błagalnie Lou. Wyglądał jakby miał się zaraz popłakać.
 Nie byłam wstanie wydusić z siebie nic. Dlatego wstałam i podwinelam bluzkę lekko do góry i spuściłam głowę.
-Megg. Obiecałaś - powiedział załamany. -Czemu to zrobiłaś?
Usiadł wraz z Harrym po obydwóch moich stronach.
 Nie powiedziałam dlaczego.
 -Siema idioci! - do mojego pokoju wparowali Niall, Zayn i Liam.
 -"Zajebiście" -Pomyślałam i wzięłam się w kłębek.
 -Lepszego momentu nie było? - warknął na Nich zdenerwowany Harry.
 Wstałam, wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki.
 -Nigdzie nie idziesz - wysyczał na mnie Louis, ciągnąc mnie za nadgarstek.
 -Puść mnie -pisnęłam.
Nie posłuchał mnie,.tylko pociągnął mocniej. Teraz to zaczynałam się Go bać.
 -Louis! Puść mnie!-Zaczęłam się z nim szarpać.
 -Nie odpowiedziałaś mi na pytanie -warknął.
-Tak....w tym momencie się ciebie boję...-szepnęłam i skuliłam się bo bałam się ze mnie uderzy.: Puścił mnie i zaniemówił.
 -Przepraszam... -Szepnęłam przez łzy i zaryzykowałam. Nie pewnie go przytuliłam.
 On przez chwilę stał niewiedząc o co chodzi, ale po chwili odwzajemnił gest. Wtuliłam się w Jego klatkę
-Przepr-aszam -powiedziałam przez łzy.
-To ja powinienem przeprosić - powiedział łamiącym się głosem.
-Nie ma...-przerwałam i zacisnelam oczy bo ból nagle się nasilił.
-Co się stało? - zapytał zmartwiony Niall.
-Znowu. Znowu to przeze mnie - powiedział Harry k wyszedł z pokoju.wkońcu ymałam i Kucnęłam łapiąc się za brzuch.
 -Megg? - zapytał ponownie przerażony Lou. Wziął mnie na ręce, położył na łóżku i zdjął ze mnie koszulkę.
 -Zo-staw... -Szepnęłam i chciałam wstać ale ból mi na to nie pozwolił.: -Leż - powiedział Liam i poszedł po coś. Chwilę później wrócił z apteczką i usiadł obok mnie na łóżku.
 Odsunełam się w kąt łóżka.
-Nie chc-e.
 -Megan - zaczął. -Trzeba.


****************************************************************
Hej, hej :)
Na samym początku bardzo Was przepraszam :( Były problemy nie miałysmy jak się sptkać...
przepraszam też za wszyskie błędy ale komputer  mi szwankuje :( nie mam możliwości ich poprwaić.
Mamy nadzieje że rozdział się spodoba.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
                                                                               Mrs. Payne

sobota, 8 listopada 2014

Przepraszamy

Hej, hej
Bardzo Was przepraszam, ale dzisiaj nie będzie kolejnego rozdziału, ponieważ Wiesio (Pauka) dostał szlaban -,- Tak zabiję ją kiedyś. Jeszcze raz bardzo Was przepraszam w moim i jej imieniu. W ramach przeprosin kolejny rozdział będzie dłuuuuuuuuuugaśny. I postaramy się żeby było dużo ciekawych akcji. Jeszcze raz bardzo ale to bardzo przepraszam i pozdrawiam Was cieplutko.
                                                                                               
                                                                                                            Mrs. Payne








sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 3



-Wiesz w jakim jest szpitalu? -Zapytałem.
- W szpitalu świętego Tomasza - odpowiedział. Wziąłem kluczyki i skierowałem się z Lou w stronę auta
Na miejscu byliśmy dziesięć minut później. Louis wypadł z auta jak postrzelony. Chyba to nie na miejscu porównanie, ale tak wyglądał. Wysiadłem z auta i ruszyłem za nim. Weszliśmy do szpitala. Lou od razu pobiegł do rejestracji i zaczął kłócić się z rejestratorką.
- Louis! Spokojnie – podszedłem do chłopaka. – Wie Pani gdzie znajduje się teraz Megan Styles? – zapytałem grzecznie.
-Tak. Sala 108 trzecie piętro-odpowiedziała.
- Dziękuję – rzekłem i odchodząc od lady pociągnąłem za sobą Lou. – Trzeba grzeczniej – powiedziałem mu.
- Nie będę miły dla tej baby.
- Louis! – skarciłem Go.
-No co? -Powiedział obojętnie wychodząc z windy.
- Nie mów tak o Niej. Gdybyś był miły, Ona byłaby dla Ciebie – na porządkowaniu Mu w głowie zszedł nam cały przejazd windą i kierunek do sali. Aktualnie staliśmy pod nią, gdyż nie chcieli nas wpuścić do środka, bo cytuję: „Nie jesteście rodziną, pacjentki”. Nie znoszę lekarzy, zawsze ta sama wymówka.
-Proszę ja musze tam wejść! -Krzyczał Lou- Muszę! Obiecałem jej! Błagam niech mnie pan wpuści!
- Nie mogę… - powiedział i odszedł. Co za cham.
-Co za debil. Idę tam mało mnie obchodzi że nie jestem jej rodziną -powiedział i otworzył drzwi od Sali.
Nie miałem zamiaru Go powstrzymywać. Sam bym tak zrobił gdybym obiecał. Za nim się obejrzałem już był w sali. Jest uparty jak osioł. Gdy sobie coś zaplanuje niema szans byś Go powstrzymał.
- Co Pan robi? – wydarł się na niego lekarz.
-A co nie widać? Jest pan aż tak ślepy?- nie odpuszczał.
- Nie wolno Panu tu wchodzić! – powiedział zły.
- A Panu nie wolno mi rozkazywać – odpyskował. Patrzyłem bardzo ciekawy na tę wymianę zdań. Ciekawe kiedy dojdzie do rękoczynów. Miałem ochotę usiąść z popcornem i oglądać to jak film.
-Proszę wyjść natychmiast!
-Nie!-Lou był wściekły.
- Wyjdzie Pan sam czy mam iść po ochronę? – zapytał.
- Lou? – usłyszeliśmy cichutki głosik.
-Tak?-odwrócił się w stronę łóżka. Lekarz spojrzał na Niego jak na kosmitę. Nie wiedział co powiedzieć.
- Chodź tutaj, i Ty też – wskazała na mnie. No tak nie wiedziała jak mam na imię.
Podszedłem do łóżka razem z Louisem.
-Co wy tu robicie? -Zapytała cicho, chcąc wstać.
- Nie wstawaj – powiedzieliśmy razem z Lou. Lekarz wyszedł na moment po jakieś papiery.
- Obiecałem – powiedział.
- Nie musiałeś tego robić.
- Ale chciałem.
- Mogę Pana poprosić? – zapytał teraz miłym głosem lekarz wskazując na Louisa.
- Oczywiście – powiedział zawiedziony.
- Jak długo to trwa? – zapytałem ją.
- Jak długo co? – zapytała nie wiedząc o co mi chodzi.
- Jak długo On Cię bije – powiedziałem szeptem. Spojrzała na mnie błagająco. – Przepraszam nie musisz mówić.
- Ale chcę…
-Wiem że to dla ciebie trudny temat nie zmuszam Cię...
-Wiem ale skoro zapytałeś...-mówiła słabym głosem- on...bije...mnie.. j-już... Nie wiem około dwóch lat...-łzy napłynęły jej do oczu.
- Nie płacz. Ciiii  - przytuliłem Ją delikatnie do siebie. – Przepraszam.
- Za co? – zapytała zdziwiona ocierając łzy i ‘odklejając’ się ode mnie.
- Za Niego.
- Niech sam za siebie przeprasza, idiota jeden  - uśmiechnęła się lekko.
- Z tym się zgadzam – powiedziałem i lekko oddałem jej gest. W końcu wstała.
-Ej, kładź się-powiedziałem stanowczo.
-Nic mi nie będzie.
- Połóż się! – jak na zawołanie zaczęła upadać. Dobrze, że szybko zareagowałem. Złapałem Ją i położyłem na łóżku.
- Dziękuję. I teraz to ja przepraszam – uśmiechnęła się niewinnie. Tak słodko wyglądała.
*Perspektywa Louisa*
-Oczywiście-powiedziałem zrezygnowany gdy lekarz mnie poprosił. Wstałem ze swojego miejsca i podszedłem do drzwi.
-Jak to się stało, że ona jest w takim stanie? -Zapytał lekarz.
- Nie mam pojęcia. Przyszedłem z kolegą do Niej już po fakcie – skłamałem.
-No dobrze. To pilnujcie jej. Jeśli jeszcze raz doprowadzi się lub ktoś ją doprowadzi do takiego stanu.... Będzie to zagrożeniem życia- powiedział poważnym tonem.
- Tak, tak. Jestem tego świadom – rzekłem znudzonym głosem.
-A i jeszcze jedno. Wie pan może skąd ona ma tyle siniaków na brzuchu czy plecach?
- Nie. Poznałem Ją niedawno i wolę nie pytać na razie o to, by nie zrazić Jej do siebie – powiedziałem częściową prawdę. Naprawdę poznałem Ją niedawno, ale wiem czemu jest posiniaczona.
-W takim razie nie mam więcej pytań. Do widzenia -powiedział lekarz i odszedł. Odetchnąłem z ulgą. Nie miałem już więcej pomysłów na kłamstwa. Wróciłem do Sali. Zobaczyłem tam Megg przytulającą się do Liama. W okolicach serca poczułem ukłucie. Czyżbym był zazdrosny? No cóż...tego nie wie nikt. Nawet ja. Gdy wszedłem do sali Megan mnie zauważyła.
-Chodź -powiedziała cicho. Wyciągnęła ręce tak jak mała dziewczyna chcąca by rodzic wziął ją na ręce. Podszedłem do Nie, usiadłem obok i przytuliłem. Uśmiechnąłem się lekko.
- Co mnie ominęło? – zapytałem.
-On-pokazała na Liama- Zapytał mnie od kiedy...on mnie bije a potem wstałam i chciał żebym się położyła ale ja nie chciałam i w końcu krzyknął i ją zaczęłam upadać i wtedy mnie złapał i położył-nadal była słaba.
- Boziu. A tak w ogóle „on” – powiedziałem robiąc nawias w powietrzu. – Ma na imię Liam. I po części jestem na niego zdenerwowany, a po części chcę mu podziękować – zrobiłem dziwną mimikę twarzy.
-O to hej Liam -uśmiechnęła się i pomachała do Liama-a czemu jesteś na niego zły?-Zapytała.
- Hej – uśmiechnął się do Niej.
- Ponieważ Cię o TO zapytał? – zadałem jej pytanie retoryczne.
- Oj tam, oj tam – uśmiechnęła się wesoło. W Jej oczach po raz pierwszy nie zobaczyłem strachu, lecz szczęście. – Kiedy mogę wyjść?
-Nie wiem -Powiedziałem Szczere.
-Mhm-wzruszyła ramionami i wstała zbierając swoje rzeczy po czym zaczęła męczyć się z odpięciem kroplówki.
- Co Ty robisz? – szybciej ode mnie zareagował Li.
- Zostaw to! – chwyciłem Jej drobną dłoń odciągając od wenflona.
-Ał! Puść mnie. Wychodzę do domu-powiedziała i próbowała odpiąć wenflon.
- Nigdzie nie idziesz – powiedziałem. Odciągnąłem jej rękę i trzymałem w swoich dłoniach.
-Idę! Ja chcę do domu. Nienawidzę szpitali. -Spojrzała na mnie wzrokiem szczeniaczka.
- Pojdę po wypis i pielęgniarka Ci to odepnie nie Ty sama. Liam przypilnuj Ją.
Liam do niej podszedł, a ja wyszedłem z sali.
*perspektywa Megg*
Boże jak ja nie znoszę szpitali. Ten zapach, lekarze... To wszystko przyprawia mnie o dreszcze.
Jeszcze ten biały kolor przyprawia mnie o zawroty głowy! No ale mniejsza o to. Bardzo ciekawi mnie to... Co Louis i Liam robią w szpitalu?! Chciałam się Liama o to zapytać gdy do Sali weszła pielęgniarka, a za nią LouLou. Mój mały, a znaczy się duży Anioł Stróż.
-Już do domu? -Zapytałam gdy weszli do sali.
- Niestety. Powinnaś zostać jeszcze trochę na obserwacji – odpowiedziała.
- Ale ja nie chcę – zrobiłam minę naburmuszonego dziecka i skrzyżowałam ręce. Brakowało tylko tupnięcia nogą. Loui i Liam zaśmiali się z mojej reakcji.
-Ale musisz. Jeśli jutro będzie wszystko w porządku to wyjdziesz. -Powiedziała.
-Ale....-chciałam zaprzeczyć.
- Żadnego ale! – powiedziała i wyszła.
- Ale jędza – powiedziałem pod nosem, ale chyba zbyt głośno bo chłopaki zaczęli się śmiać.
-No i co się śmiejecie?!-powiedziałam zła.
- Twoja mina… - zaczął Li.
- I komentarz… - nie dokończył Lou swojej wypowiedzi gdyż zaczęli się strasznie śmiać.
-No to co?-usiadłam naburmuszona na łóżku.
- No weź się nie obrażaj – powiedzieli razem jeszcze lekko się uśmiechając.
-Tylko się ze śmiechu nie posikajcie -powiedziałam z sarkazmem. Oni tylko wybuchnęli jeszcze większym śmiechem. Westchnęłam głęboko i rzuciłam się na łóżko. Wymyślałam co będzie dalej. W końcu wymyśliłam ze gdy wyjdę ze szpitala pojadę do Emili.
-Chłopaki...-zapytałam cicho.
- Tak? – zapytali znowu razem.
-Co z...z Harrym?-głos mi się trząsł nie mogłam tego powstrzymać.
- Nie martw się nim – powiedział Liam. – Ja muszę im pomóc z NIM, a Ty Lou zostań z Megg.
- Taki miałem zamiar – powiedział uśmiechając się.
-W czym pomóc?-zapytałam przestraszona.
-Liam pytam się w czym idziesz "im" pomóc z NIM-powiedziałam…
- Tak… Idę pomóc chłopakom z Harrym i idę mu przypierdzielić – tą drugą część zdania wypowiedział przez zęby.
-Nie!-zerwałam się z łóżka- On potem się odegra - powiedziałam przez płacz.
- Spokojnie ja na to nie pozwolę – powiedział Louis odlepiając mnie od Liama.
-On jest nie przewidywalny- mówiłam przez płacz.
- Nie pozwolę na to by znowu coś Ci zrobił – szeptał mi do ucha Loui. Liam w tym czasie wyszedł z Sali i skierował się w stronę domu w którym mieszka Harry i ja.
-Nie będziesz wiedział kiedy to zrobi.
- Będę 24 godziny na dobę przy tobie. Nic Ci nie zrobi.
*następnego dnia*
Obudziłam się nawet wyspana. Sięgnęłam po telefon. była 10:23. Hmm już późno, wstałam powoli z łóżka… Na krzesełku obok spostrzegłam Louisa. Przecież wszystko Go będzie bolało jak wstanie!
Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki Wszędzie śmierdziało tymi cholernymi lekami. Aż się rzygać chciało. Szybko umyłam zęby i się ubrałam po czym wróciłam na salę.
- Gdzieś Ty była? Wiesz jak się martwiłem?! – wybuchł. Jak słodko wyglądał jak się denerwował. Do tego chyba go czkawka złapała. To był niezapomniany widok. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- To słodkie – powiedziałam uśmiechając się słodko.
-Kto? Co? Ja? Hahaha- zaczął się śmiać- To ty jesteś słodka.
-Nie prawda – powiedziałam. – Tak słodko się denerwujesz i do tego jeszcze masz czkawkę – uśmiechnęłam się.
-Wcale nie.
- Wcale, że tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Co tu się dzieje? – zapytał ze śmiechem Liam. Spojrzeliśmy w Jego stronę. Okazało się, że nie stał tam sam. Był jeszcze jakiś blondyn i mulat.
-Nie!-krzyknął Lou.
- Tak! I koniec! Ja mam rację!
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie!
-Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak! wygrałam!-krzyknęłam i zatkałam mu buzię ręką. Coś tam mruczał. – Ała!! Durniu polizałeś mnie! – krzyknęłam szybko zabierając moją rękę z jego ust.
- To było nie fair! Nie!
- Tak! I daj se spokój i tak ja wygram!
- -Jeszcze zobaczymy.
-Nie masz na co liczyć - uśmiechnęłam się i wróciłam na łóżko.
- Co tu się stało gdy mnie nie było? – zapytał jeszcze śmiejąc się Liam.
- Li! – podbiegłam do niego i się przytuliłam. – Ten dupek mówi, że nie wygląda słodko jak się złości i do tego ma czkawkę – powiedziałam, a chłopcy wybuchli śmiechem.
- To nie jest śmieszne – naburmuszył się jak małe dziecko Louis.
Podeszłam do niego i go przytuliłam.
-No już mały -powiedziałam przez śmiech.
- Ja jestem duży. To Ty jesteś mała! – powiedział przytulając mnie.
- Mała to jest twoja pała, ja jestem niska – przywaliłam mu w głowę żartobliwie.
Louis nic na to nie odpowiedział.
-Hah zatkało kakao? -Powstrzymywałam śmiech. Chłopaki dalej stali w drzwiach i patrzyli się na naszą wymianę zdań co jakiś czas śmiejąc się.
Spojrzałam na zegarek, była 13:02. Stwierdziłam ze czas do domu, więc zaczęłam pozbywać się węflonu.
- Zostaw to. Pójdę po pielęgniarkę – powiedział Lou.
- A Wy co tak stoicie? Siadajcie – pokazałam chłopakom miejsca obok mojego łóżka. – Jak macie na imię? – skierowałam swoje pytanie w stronę blondyna i mulata.
-Jestem Niall -usmiechnął się blondyn.
-Zayn-powiedział mulat.
-To ty wtedy z Lou "wyprowadzialiscie" mnie z domu mojej przyjaciółki -powiedziałam do niego.
- No… Tak.. powiedział Niall drapiąc się po karku.
- Nigdy więcej tego nie róbcie, a tym bardziej gdy… - przerwałam i po chwili powiedziałam już ciszej. – Ten cholerny idiota, dupek, głupek, Durnota, dziwkarz, i jeszcze Bóg wie co z nim.
Przezywałam Harryego, a chłopaki się z tego śmiali.
- Nie ma co się śmiać mówię prawdę – mówiłam poważnym tonem, co jeszcze bardziej ich rozśmieszało. W końcu przewróciłam oczami i wyszłam z sali. Nie miałam najmniejszej ochoty ich słuchać.
- Gdzie to Panienka się wybiera? – zapytał Louis, przerzucając mnie sobie przez ramię i wracając ze mną do Sali. Za nami szła pielęgniarka, wściekła za to, że wyjęłam wenflon sama.
-Puść mnie!- wyrywałam mu się.
- Nie kochanieńka. Wracamy na salę i bierzemy stamtąd chłopaków i wracamy do domu.
-Puść mnie! Mogę wrócić sama! -Miałam ochotę kopnąć go w twarz.
- Nie, bo mi uciekniesz – cholera jasnowidz się znalazł.
-Louis ty typie z pod ciemnej gwiazdy!  Puść mnie!- machałam nogami tak żeby go kopnąć. Jedną ręką chwycił moje nogi uniemożliwiając mi ruszanie kończynami. Pielęgniarka otworzyła i Louis wraz ze mną na ramieniu wszedł do Sali.
- To wcale nie jest śmieszne!
-Louis puszczaj mnie ty pacanie! Idę do domu! - Starałam się wyrwać swoje nogi z jego uścisku.
- Już zaraz pójdziemy. Tylko pielęgniarka zobaczy tą ranę po wenflonie.
- Nie musi. Wenflon wyjmowałam już miliooooony razy. To nie jest potrzebne – Louis posadził mnie na łóżku, a pielęgniarka podeszła do mnie.
- Witaj Megg! – powiedziała z entuzjazmem. Przyjrzałam jej się.
- Demetria? – zapytałam.
- Tak. Miło Cię znowu widzieć w szpitalu. Zawsze wybierasz ten, kochana. – zaczęła się śmiać, a ja wraz z Nią.
- Tak jakoś bywa… - chłopaki spojrzeli na mnie. – To moja ulubiona pielęgniarka w tym szpitalu! Wskazałam na Nią palcem, a Ona jeszcze bardziej zaczęła się śmiać.
-Toooo....mogę już iść? -Zapytałam z uśmiechem.
- Pod warunkiem, że już nigdy tutaj nie trafisz przez to cholerstwo. Wskazała na moją rękę.
- Dobrze wybiorę inny szpital – uśmiechnęłam się, a Ona zrobiła face palm.
- I pamiętaj. Nigdy nie wyjmuj wenflonu sama! – pouczyła mnie.
- Mów to tyle razy ile Ci się chce. I trak zrobię to co ja będę uważała za słuszne.
- Wiem, ale warto próbować – uśmiechnęła się. – To zmiataj już do domu, kochana.
- Dziękuję! Cześć! – pomachałam Jej i wyszłam, a za mną chłopaki. Wybiegłam ze szpitala jak poparzona i od razu zaczęłam iść w stronę domu Emily.
- Ekhmm… Twój dom w drugą stronę – powiedział Liam wskazując w przeciwny kierunek niż ten w którym idę.
- Idę do Emily. Nie będę tam z NIM! - Krzyknęłam i poszłam tam gdzie iść miałam.
- Nie możesz Go unikać! To nadal twój brat! – krzyknął za mną Zayn.
- On już od kilku lat nim nie jest i nigdy nie będzie nim znowu! Zrozumiałeś to? Nie odezwał się. Po 15 minutach byłam już pod domem Emily. Zapukałam do drzwi. Nikt nie otwierał więc weszłam. To co tam zobaczyłam przerastało moje myśli. Stał tam Harry całując Emily. Ona zadowolona z tego oddawała pocałunek. Nie zauważyli jeszcze tego, że tutaj jestem. Wybiegłam z domu swojej przyjaciółki trzaskając drzwiami. Biegnąc wpadłam na kogoś. Otarłam łzy i zobaczyłam nade mną Nialla.
- Co się stało? – zapytał. Nic nie odpowiedziałam tylko wstałam i odepchnęłam Go od siebie biegnąc dalej. W duchu modliłam się żeby ktoś mnie potrącił. Dobiegłam do parku i biegnąc pomiędzy ludźmi dobiegłam tam gdzie chciałam. Do mostku, gdzie nikt od dawna nie przychodził. Siadłam na nim Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam płakać. Moja przyjaciółka. Jedyna osoba która znała o mnie prawdę. Całowała się z moim bratem. To totalnie złamało mi serce. Nie dawał rady. Ufałam Jej. Mówiła, że mój brat to dziwkarz, miała o nim takie samo zdanie co ja. A tu co? Całuje się z NIM! Wstałam i poszłam przed siebie. Nie patrząc na nikogo. Cały czas płakałam. W głębi serca chciałam się odwodnić. Szłam przed siebie w końcu doszłam pod dom mój i członka z którym mieszkam. Weszłam szybko do domu i pobiegła do swojego pokoju, nie patrzyłam na to czy ktoś jest w domu czy nie. Zamknęłam się w pokoju zajęłam wszystkie opatrunki i wyjęłam żyletkę. Nie miałam miejsca ciąć się na rękach wiec wybrałam miejsce gdzie zawsze bałam się pociąć.


*************************************************************
Hejo! Hhahahahahaha, troszkę długi. W wordzie zajął mi 6 stron. Myślę, że się spodoba. :) Liczymy na komentarze. :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = WYWOŁUJESZ UŚMIECH NA NASZYCH TWARZACH

Jak tam po chodzeniu po cmentarzach? Nie lubię tego, ale wtedy jest czas by powspominać. :D
Do napisania :*



Hej hej
Mam wielką nadzieję że się spodoba :*
Wisio nie pozwolił pisać dalej xD
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=WIELKI WIRTUALNY PRZYTULAS DAL CIEBIE 

Ola :*