sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 3



-Wiesz w jakim jest szpitalu? -Zapytałem.
- W szpitalu świętego Tomasza - odpowiedział. Wziąłem kluczyki i skierowałem się z Lou w stronę auta
Na miejscu byliśmy dziesięć minut później. Louis wypadł z auta jak postrzelony. Chyba to nie na miejscu porównanie, ale tak wyglądał. Wysiadłem z auta i ruszyłem za nim. Weszliśmy do szpitala. Lou od razu pobiegł do rejestracji i zaczął kłócić się z rejestratorką.
- Louis! Spokojnie – podszedłem do chłopaka. – Wie Pani gdzie znajduje się teraz Megan Styles? – zapytałem grzecznie.
-Tak. Sala 108 trzecie piętro-odpowiedziała.
- Dziękuję – rzekłem i odchodząc od lady pociągnąłem za sobą Lou. – Trzeba grzeczniej – powiedziałem mu.
- Nie będę miły dla tej baby.
- Louis! – skarciłem Go.
-No co? -Powiedział obojętnie wychodząc z windy.
- Nie mów tak o Niej. Gdybyś był miły, Ona byłaby dla Ciebie – na porządkowaniu Mu w głowie zszedł nam cały przejazd windą i kierunek do sali. Aktualnie staliśmy pod nią, gdyż nie chcieli nas wpuścić do środka, bo cytuję: „Nie jesteście rodziną, pacjentki”. Nie znoszę lekarzy, zawsze ta sama wymówka.
-Proszę ja musze tam wejść! -Krzyczał Lou- Muszę! Obiecałem jej! Błagam niech mnie pan wpuści!
- Nie mogę… - powiedział i odszedł. Co za cham.
-Co za debil. Idę tam mało mnie obchodzi że nie jestem jej rodziną -powiedział i otworzył drzwi od Sali.
Nie miałem zamiaru Go powstrzymywać. Sam bym tak zrobił gdybym obiecał. Za nim się obejrzałem już był w sali. Jest uparty jak osioł. Gdy sobie coś zaplanuje niema szans byś Go powstrzymał.
- Co Pan robi? – wydarł się na niego lekarz.
-A co nie widać? Jest pan aż tak ślepy?- nie odpuszczał.
- Nie wolno Panu tu wchodzić! – powiedział zły.
- A Panu nie wolno mi rozkazywać – odpyskował. Patrzyłem bardzo ciekawy na tę wymianę zdań. Ciekawe kiedy dojdzie do rękoczynów. Miałem ochotę usiąść z popcornem i oglądać to jak film.
-Proszę wyjść natychmiast!
-Nie!-Lou był wściekły.
- Wyjdzie Pan sam czy mam iść po ochronę? – zapytał.
- Lou? – usłyszeliśmy cichutki głosik.
-Tak?-odwrócił się w stronę łóżka. Lekarz spojrzał na Niego jak na kosmitę. Nie wiedział co powiedzieć.
- Chodź tutaj, i Ty też – wskazała na mnie. No tak nie wiedziała jak mam na imię.
Podszedłem do łóżka razem z Louisem.
-Co wy tu robicie? -Zapytała cicho, chcąc wstać.
- Nie wstawaj – powiedzieliśmy razem z Lou. Lekarz wyszedł na moment po jakieś papiery.
- Obiecałem – powiedział.
- Nie musiałeś tego robić.
- Ale chciałem.
- Mogę Pana poprosić? – zapytał teraz miłym głosem lekarz wskazując na Louisa.
- Oczywiście – powiedział zawiedziony.
- Jak długo to trwa? – zapytałem ją.
- Jak długo co? – zapytała nie wiedząc o co mi chodzi.
- Jak długo On Cię bije – powiedziałem szeptem. Spojrzała na mnie błagająco. – Przepraszam nie musisz mówić.
- Ale chcę…
-Wiem że to dla ciebie trudny temat nie zmuszam Cię...
-Wiem ale skoro zapytałeś...-mówiła słabym głosem- on...bije...mnie.. j-już... Nie wiem około dwóch lat...-łzy napłynęły jej do oczu.
- Nie płacz. Ciiii  - przytuliłem Ją delikatnie do siebie. – Przepraszam.
- Za co? – zapytała zdziwiona ocierając łzy i ‘odklejając’ się ode mnie.
- Za Niego.
- Niech sam za siebie przeprasza, idiota jeden  - uśmiechnęła się lekko.
- Z tym się zgadzam – powiedziałem i lekko oddałem jej gest. W końcu wstała.
-Ej, kładź się-powiedziałem stanowczo.
-Nic mi nie będzie.
- Połóż się! – jak na zawołanie zaczęła upadać. Dobrze, że szybko zareagowałem. Złapałem Ją i położyłem na łóżku.
- Dziękuję. I teraz to ja przepraszam – uśmiechnęła się niewinnie. Tak słodko wyglądała.
*Perspektywa Louisa*
-Oczywiście-powiedziałem zrezygnowany gdy lekarz mnie poprosił. Wstałem ze swojego miejsca i podszedłem do drzwi.
-Jak to się stało, że ona jest w takim stanie? -Zapytał lekarz.
- Nie mam pojęcia. Przyszedłem z kolegą do Niej już po fakcie – skłamałem.
-No dobrze. To pilnujcie jej. Jeśli jeszcze raz doprowadzi się lub ktoś ją doprowadzi do takiego stanu.... Będzie to zagrożeniem życia- powiedział poważnym tonem.
- Tak, tak. Jestem tego świadom – rzekłem znudzonym głosem.
-A i jeszcze jedno. Wie pan może skąd ona ma tyle siniaków na brzuchu czy plecach?
- Nie. Poznałem Ją niedawno i wolę nie pytać na razie o to, by nie zrazić Jej do siebie – powiedziałem częściową prawdę. Naprawdę poznałem Ją niedawno, ale wiem czemu jest posiniaczona.
-W takim razie nie mam więcej pytań. Do widzenia -powiedział lekarz i odszedł. Odetchnąłem z ulgą. Nie miałem już więcej pomysłów na kłamstwa. Wróciłem do Sali. Zobaczyłem tam Megg przytulającą się do Liama. W okolicach serca poczułem ukłucie. Czyżbym był zazdrosny? No cóż...tego nie wie nikt. Nawet ja. Gdy wszedłem do sali Megan mnie zauważyła.
-Chodź -powiedziała cicho. Wyciągnęła ręce tak jak mała dziewczyna chcąca by rodzic wziął ją na ręce. Podszedłem do Nie, usiadłem obok i przytuliłem. Uśmiechnąłem się lekko.
- Co mnie ominęło? – zapytałem.
-On-pokazała na Liama- Zapytał mnie od kiedy...on mnie bije a potem wstałam i chciał żebym się położyła ale ja nie chciałam i w końcu krzyknął i ją zaczęłam upadać i wtedy mnie złapał i położył-nadal była słaba.
- Boziu. A tak w ogóle „on” – powiedziałem robiąc nawias w powietrzu. – Ma na imię Liam. I po części jestem na niego zdenerwowany, a po części chcę mu podziękować – zrobiłem dziwną mimikę twarzy.
-O to hej Liam -uśmiechnęła się i pomachała do Liama-a czemu jesteś na niego zły?-Zapytała.
- Hej – uśmiechnął się do Niej.
- Ponieważ Cię o TO zapytał? – zadałem jej pytanie retoryczne.
- Oj tam, oj tam – uśmiechnęła się wesoło. W Jej oczach po raz pierwszy nie zobaczyłem strachu, lecz szczęście. – Kiedy mogę wyjść?
-Nie wiem -Powiedziałem Szczere.
-Mhm-wzruszyła ramionami i wstała zbierając swoje rzeczy po czym zaczęła męczyć się z odpięciem kroplówki.
- Co Ty robisz? – szybciej ode mnie zareagował Li.
- Zostaw to! – chwyciłem Jej drobną dłoń odciągając od wenflona.
-Ał! Puść mnie. Wychodzę do domu-powiedziała i próbowała odpiąć wenflon.
- Nigdzie nie idziesz – powiedziałem. Odciągnąłem jej rękę i trzymałem w swoich dłoniach.
-Idę! Ja chcę do domu. Nienawidzę szpitali. -Spojrzała na mnie wzrokiem szczeniaczka.
- Pojdę po wypis i pielęgniarka Ci to odepnie nie Ty sama. Liam przypilnuj Ją.
Liam do niej podszedł, a ja wyszedłem z sali.
*perspektywa Megg*
Boże jak ja nie znoszę szpitali. Ten zapach, lekarze... To wszystko przyprawia mnie o dreszcze.
Jeszcze ten biały kolor przyprawia mnie o zawroty głowy! No ale mniejsza o to. Bardzo ciekawi mnie to... Co Louis i Liam robią w szpitalu?! Chciałam się Liama o to zapytać gdy do Sali weszła pielęgniarka, a za nią LouLou. Mój mały, a znaczy się duży Anioł Stróż.
-Już do domu? -Zapytałam gdy weszli do sali.
- Niestety. Powinnaś zostać jeszcze trochę na obserwacji – odpowiedziała.
- Ale ja nie chcę – zrobiłam minę naburmuszonego dziecka i skrzyżowałam ręce. Brakowało tylko tupnięcia nogą. Loui i Liam zaśmiali się z mojej reakcji.
-Ale musisz. Jeśli jutro będzie wszystko w porządku to wyjdziesz. -Powiedziała.
-Ale....-chciałam zaprzeczyć.
- Żadnego ale! – powiedziała i wyszła.
- Ale jędza – powiedziałem pod nosem, ale chyba zbyt głośno bo chłopaki zaczęli się śmiać.
-No i co się śmiejecie?!-powiedziałam zła.
- Twoja mina… - zaczął Li.
- I komentarz… - nie dokończył Lou swojej wypowiedzi gdyż zaczęli się strasznie śmiać.
-No to co?-usiadłam naburmuszona na łóżku.
- No weź się nie obrażaj – powiedzieli razem jeszcze lekko się uśmiechając.
-Tylko się ze śmiechu nie posikajcie -powiedziałam z sarkazmem. Oni tylko wybuchnęli jeszcze większym śmiechem. Westchnęłam głęboko i rzuciłam się na łóżko. Wymyślałam co będzie dalej. W końcu wymyśliłam ze gdy wyjdę ze szpitala pojadę do Emili.
-Chłopaki...-zapytałam cicho.
- Tak? – zapytali znowu razem.
-Co z...z Harrym?-głos mi się trząsł nie mogłam tego powstrzymać.
- Nie martw się nim – powiedział Liam. – Ja muszę im pomóc z NIM, a Ty Lou zostań z Megg.
- Taki miałem zamiar – powiedział uśmiechając się.
-W czym pomóc?-zapytałam przestraszona.
-Liam pytam się w czym idziesz "im" pomóc z NIM-powiedziałam…
- Tak… Idę pomóc chłopakom z Harrym i idę mu przypierdzielić – tą drugą część zdania wypowiedział przez zęby.
-Nie!-zerwałam się z łóżka- On potem się odegra - powiedziałam przez płacz.
- Spokojnie ja na to nie pozwolę – powiedział Louis odlepiając mnie od Liama.
-On jest nie przewidywalny- mówiłam przez płacz.
- Nie pozwolę na to by znowu coś Ci zrobił – szeptał mi do ucha Loui. Liam w tym czasie wyszedł z Sali i skierował się w stronę domu w którym mieszka Harry i ja.
-Nie będziesz wiedział kiedy to zrobi.
- Będę 24 godziny na dobę przy tobie. Nic Ci nie zrobi.
*następnego dnia*
Obudziłam się nawet wyspana. Sięgnęłam po telefon. była 10:23. Hmm już późno, wstałam powoli z łóżka… Na krzesełku obok spostrzegłam Louisa. Przecież wszystko Go będzie bolało jak wstanie!
Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki Wszędzie śmierdziało tymi cholernymi lekami. Aż się rzygać chciało. Szybko umyłam zęby i się ubrałam po czym wróciłam na salę.
- Gdzieś Ty była? Wiesz jak się martwiłem?! – wybuchł. Jak słodko wyglądał jak się denerwował. Do tego chyba go czkawka złapała. To był niezapomniany widok. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- To słodkie – powiedziałam uśmiechając się słodko.
-Kto? Co? Ja? Hahaha- zaczął się śmiać- To ty jesteś słodka.
-Nie prawda – powiedziałam. – Tak słodko się denerwujesz i do tego jeszcze masz czkawkę – uśmiechnęłam się.
-Wcale nie.
- Wcale, że tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Co tu się dzieje? – zapytał ze śmiechem Liam. Spojrzeliśmy w Jego stronę. Okazało się, że nie stał tam sam. Był jeszcze jakiś blondyn i mulat.
-Nie!-krzyknął Lou.
- Tak! I koniec! Ja mam rację!
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie!
-Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak! wygrałam!-krzyknęłam i zatkałam mu buzię ręką. Coś tam mruczał. – Ała!! Durniu polizałeś mnie! – krzyknęłam szybko zabierając moją rękę z jego ust.
- To było nie fair! Nie!
- Tak! I daj se spokój i tak ja wygram!
- -Jeszcze zobaczymy.
-Nie masz na co liczyć - uśmiechnęłam się i wróciłam na łóżko.
- Co tu się stało gdy mnie nie było? – zapytał jeszcze śmiejąc się Liam.
- Li! – podbiegłam do niego i się przytuliłam. – Ten dupek mówi, że nie wygląda słodko jak się złości i do tego ma czkawkę – powiedziałam, a chłopcy wybuchli śmiechem.
- To nie jest śmieszne – naburmuszył się jak małe dziecko Louis.
Podeszłam do niego i go przytuliłam.
-No już mały -powiedziałam przez śmiech.
- Ja jestem duży. To Ty jesteś mała! – powiedział przytulając mnie.
- Mała to jest twoja pała, ja jestem niska – przywaliłam mu w głowę żartobliwie.
Louis nic na to nie odpowiedział.
-Hah zatkało kakao? -Powstrzymywałam śmiech. Chłopaki dalej stali w drzwiach i patrzyli się na naszą wymianę zdań co jakiś czas śmiejąc się.
Spojrzałam na zegarek, była 13:02. Stwierdziłam ze czas do domu, więc zaczęłam pozbywać się węflonu.
- Zostaw to. Pójdę po pielęgniarkę – powiedział Lou.
- A Wy co tak stoicie? Siadajcie – pokazałam chłopakom miejsca obok mojego łóżka. – Jak macie na imię? – skierowałam swoje pytanie w stronę blondyna i mulata.
-Jestem Niall -usmiechnął się blondyn.
-Zayn-powiedział mulat.
-To ty wtedy z Lou "wyprowadzialiscie" mnie z domu mojej przyjaciółki -powiedziałam do niego.
- No… Tak.. powiedział Niall drapiąc się po karku.
- Nigdy więcej tego nie róbcie, a tym bardziej gdy… - przerwałam i po chwili powiedziałam już ciszej. – Ten cholerny idiota, dupek, głupek, Durnota, dziwkarz, i jeszcze Bóg wie co z nim.
Przezywałam Harryego, a chłopaki się z tego śmiali.
- Nie ma co się śmiać mówię prawdę – mówiłam poważnym tonem, co jeszcze bardziej ich rozśmieszało. W końcu przewróciłam oczami i wyszłam z sali. Nie miałam najmniejszej ochoty ich słuchać.
- Gdzie to Panienka się wybiera? – zapytał Louis, przerzucając mnie sobie przez ramię i wracając ze mną do Sali. Za nami szła pielęgniarka, wściekła za to, że wyjęłam wenflon sama.
-Puść mnie!- wyrywałam mu się.
- Nie kochanieńka. Wracamy na salę i bierzemy stamtąd chłopaków i wracamy do domu.
-Puść mnie! Mogę wrócić sama! -Miałam ochotę kopnąć go w twarz.
- Nie, bo mi uciekniesz – cholera jasnowidz się znalazł.
-Louis ty typie z pod ciemnej gwiazdy!  Puść mnie!- machałam nogami tak żeby go kopnąć. Jedną ręką chwycił moje nogi uniemożliwiając mi ruszanie kończynami. Pielęgniarka otworzyła i Louis wraz ze mną na ramieniu wszedł do Sali.
- To wcale nie jest śmieszne!
-Louis puszczaj mnie ty pacanie! Idę do domu! - Starałam się wyrwać swoje nogi z jego uścisku.
- Już zaraz pójdziemy. Tylko pielęgniarka zobaczy tą ranę po wenflonie.
- Nie musi. Wenflon wyjmowałam już miliooooony razy. To nie jest potrzebne – Louis posadził mnie na łóżku, a pielęgniarka podeszła do mnie.
- Witaj Megg! – powiedziała z entuzjazmem. Przyjrzałam jej się.
- Demetria? – zapytałam.
- Tak. Miło Cię znowu widzieć w szpitalu. Zawsze wybierasz ten, kochana. – zaczęła się śmiać, a ja wraz z Nią.
- Tak jakoś bywa… - chłopaki spojrzeli na mnie. – To moja ulubiona pielęgniarka w tym szpitalu! Wskazałam na Nią palcem, a Ona jeszcze bardziej zaczęła się śmiać.
-Toooo....mogę już iść? -Zapytałam z uśmiechem.
- Pod warunkiem, że już nigdy tutaj nie trafisz przez to cholerstwo. Wskazała na moją rękę.
- Dobrze wybiorę inny szpital – uśmiechnęłam się, a Ona zrobiła face palm.
- I pamiętaj. Nigdy nie wyjmuj wenflonu sama! – pouczyła mnie.
- Mów to tyle razy ile Ci się chce. I trak zrobię to co ja będę uważała za słuszne.
- Wiem, ale warto próbować – uśmiechnęła się. – To zmiataj już do domu, kochana.
- Dziękuję! Cześć! – pomachałam Jej i wyszłam, a za mną chłopaki. Wybiegłam ze szpitala jak poparzona i od razu zaczęłam iść w stronę domu Emily.
- Ekhmm… Twój dom w drugą stronę – powiedział Liam wskazując w przeciwny kierunek niż ten w którym idę.
- Idę do Emily. Nie będę tam z NIM! - Krzyknęłam i poszłam tam gdzie iść miałam.
- Nie możesz Go unikać! To nadal twój brat! – krzyknął za mną Zayn.
- On już od kilku lat nim nie jest i nigdy nie będzie nim znowu! Zrozumiałeś to? Nie odezwał się. Po 15 minutach byłam już pod domem Emily. Zapukałam do drzwi. Nikt nie otwierał więc weszłam. To co tam zobaczyłam przerastało moje myśli. Stał tam Harry całując Emily. Ona zadowolona z tego oddawała pocałunek. Nie zauważyli jeszcze tego, że tutaj jestem. Wybiegłam z domu swojej przyjaciółki trzaskając drzwiami. Biegnąc wpadłam na kogoś. Otarłam łzy i zobaczyłam nade mną Nialla.
- Co się stało? – zapytał. Nic nie odpowiedziałam tylko wstałam i odepchnęłam Go od siebie biegnąc dalej. W duchu modliłam się żeby ktoś mnie potrącił. Dobiegłam do parku i biegnąc pomiędzy ludźmi dobiegłam tam gdzie chciałam. Do mostku, gdzie nikt od dawna nie przychodził. Siadłam na nim Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam płakać. Moja przyjaciółka. Jedyna osoba która znała o mnie prawdę. Całowała się z moim bratem. To totalnie złamało mi serce. Nie dawał rady. Ufałam Jej. Mówiła, że mój brat to dziwkarz, miała o nim takie samo zdanie co ja. A tu co? Całuje się z NIM! Wstałam i poszłam przed siebie. Nie patrząc na nikogo. Cały czas płakałam. W głębi serca chciałam się odwodnić. Szłam przed siebie w końcu doszłam pod dom mój i członka z którym mieszkam. Weszłam szybko do domu i pobiegła do swojego pokoju, nie patrzyłam na to czy ktoś jest w domu czy nie. Zamknęłam się w pokoju zajęłam wszystkie opatrunki i wyjęłam żyletkę. Nie miałam miejsca ciąć się na rękach wiec wybrałam miejsce gdzie zawsze bałam się pociąć.


*************************************************************
Hejo! Hhahahahahaha, troszkę długi. W wordzie zajął mi 6 stron. Myślę, że się spodoba. :) Liczymy na komentarze. :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = WYWOŁUJESZ UŚMIECH NA NASZYCH TWARZACH

Jak tam po chodzeniu po cmentarzach? Nie lubię tego, ale wtedy jest czas by powspominać. :D
Do napisania :*



Hej hej
Mam wielką nadzieję że się spodoba :*
Wisio nie pozwolił pisać dalej xD
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=WIELKI WIRTUALNY PRZYTULAS DAL CIEBIE 

Ola :*

2 komentarze:

  1. ZA KRÓTKIE!!!! Hahaha :D Ale tu ju było milej. Znowu się tnie... Głupia Emily ! Achhh ja chcę już kolejny rozdział! Dobrej nocki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieee jak mogłaś! To jest za króóótkie :(
    Tak ogólnie to mój komentarz tez bedzie dzisiaj krótki poniewaz prawie połowe opowiadania (a tak dokładniej to wszystko co było związane z Lou i Megg) moge opisać tylko jednym: Awwwwwwwwww *.* a drogi powod to taki ze jestem w Auchanie...


    "- Mała to jest twoja pała, ja jestem niska – przywaliłam mu w głowę żartobliwie. Louis nic na to nie odpowiedział."
    Hahhahahahahahahahhahaha serio?! Hahahahhhahahaha kocham was hahhahahahaha


    "Stał tam Harry całując Emily. Ona zadowolona z tego oddawała pocałunek."
    Wooooho!! Wtf!? Jak moglas podla świnio!? Nienawidze jej... A wydawala sie taka mila... Heh... Nie oceniaj ksiazki po oladce... A tak swoja drogal to ja bym tam do nich podeszla i wpierdolilabym jej...



    "Weszłam szybko do domu i pobiegła do swojego pokoju, nie patrzyłam na to czy ktoś jest w domu czy nie. Zamknęłam się w pokoju zajęłam wszystkie opatrunki i wyjęłam żyletkę. Nie miałam miejsca ciąć się na rękach wiec wybrałam miejsce gdzie zawsze bałam się pociąć."
    Oby ktos jednak byl w domu... Oby nic sobie nie zrobila... Oby byl Lou i zeby jej pomogl sie jej w tym wszystkim pozbierac... Za duzo tego oby... Ale trudno...

    Czekam na dalsza czesc... Pozdrawiam i zycze dalej takiej zajebistej weny :*

    OdpowiedzUsuń