poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 2


- Jesteście tak słabi, że dwójka Was musi mnie trzymać? - krzyknęłam gdy drugi mnie złapał. Zaczęłam im się na nowo wyrywać.
-Zamknij się- powiedział Harry. Zanim się obejrzałam wynieśli mnie z domu.
-Poście mnie! Ja tam wracam nigdzie z wami nie idę!
- Daj sobie dziewczynko spokój. I tak z nami nie wygrasz – powiedział ten o ciemnej karnacji.
- Bla bla bla… - przedrzeźniałam Go. – Nie znasz mnie więc nie oceniaj. – wyrwałam rękę z Jego chwytu, a drugiego kopnęłam. Puścili mnie ale nie na długo. Podszedł do mnie Harry i podniósł mnie jak piórko, po czym wrzucił do auta. W drodze do domu nie odzywałam się. Siedziałam cicho. Miałam szczerą nadzieję że wysadzą mnie pod domem i gdzieś sobie pójdą, a ja zostanę sama i będę mogła na nowo zacząć płakać. Nie miałam najmniejszej ochoty się do nich odezwać. Podjechaliśmy. Wysadzili mnie Harrego, Louisa. Szlag! Musieli?
- Lou ja zaraz wracam muszę coś załatwić. A Ty iść już spać! – pokazał na mnie palcem. Miałam ochotę Mu go odgryźć! Poszedł sobie a ja nadal patrzyłam się tępo w przestrzeń. Kiedy się otrząsnęłam nie patrząc na chłopaka weszłam do domu i skierowałam się do kuchni. Gdzie nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego. Nie zamierzałam iść spać. On jest moim ojcem żeby mi rozkazywał! Poszłam ze szklanką do pokoju włączyłam telewizor i siadam na kanapie nie zwracając uwagi na chłopaka.
- Harry coś Ci chyba powiedział – próbował zwrócić na siebie uwagę. – Słyszysz?
- Słyszę i co mi z tego? Przez to słucham Twojego dennego głosu. Po co mi to? – powiedziałam.
 - Marsz na górę! – wskazał palcem na schody. Ja nic sobie z tego nie robiąc dalej siedziałam na kanapie i oglądając telewizję i popijając sokiem. – Słyszysz co do Ciebie mówię? – wkurzył się.
- Nie jesteś moim ojcem. Nie rozkazuj mi – powiedziałam obojętnie.
Złapał mnie za rękę która była pocięta i podciągnął mocno do góry. Syknęłam z bólu i szybko złapałam się za rękę. Ukrywając ból.
-Boli cię to?- zaśmiał się.
-Nie-powiedziałam obojętnie.
-To w takim razie co jest?
-Nic.
-To pokaż -rozkazał.
-Nie -próbowałam mu się wyrwać.
- Pokaż – warknął i złapał rękę. Szybko Mu ją wyrwałam i odsunęłam się kawałek w tył. Musiałam akurat trafić na kanapę i się przewróciłam na plecy upadając na nią. Chciałam szybko wstać i uciec ale za nim się obejrzałam już siedział na mnie i mocno trzymał moje ręce. Nie dawałam za wygraną i nadal mu się wyzywałam.
-Puść mnie!-ukrywałam ból w ręce który się nasilał.
- Nie – powiedział i podwinął rękawy mojej bluzy. Teraz tak bardzo cieszyłam się, że pomyślałam rano i je zakryłam mascarą.
-I co widzisz nic tu nie ma-pokazałam mu złośliwe język. Chwycił po butelkę wody i niedaleko leżący materiał. Pomoczył go wodą i zaczął zmywać ‘makijaż’ z mojej ręki. Gdy zmył wszystko z mojej ręki dopiero się przeraził. Zrobił wielkie oczy i patrzył na mnie zdziwiony. Dopiero po chwili się otrząsnął.
- Co to jest? – zapytał zdenerwowany.
- Kot – opowiedziałam, nawet nie wiem dlaczego, nie muszę Mu się spowiadać.
- Chyba kod – powiedział z wyrzutem.
- Jaki kod? – zapytałam zdziwiona.
- Kreskowy kurwa! – krzyknął i ze mnie zszedł. Pod naporem Jego siły w niektórych miejscach zaczęła lecieć krew, ponieważ strupy popękały. Wstałam z kanapy i poszłam do siebie. Nie chciałam widzieć żadnego z nich.
- Stój! – krzyknął za mną. Chwycił mnie za ‘zdrową’ rękę i pociągnął do łazienki. – Muszę to opatrzyć.
-Nie musisz! Zostaw! - Wyminęłam go i skierowałam się w stronę drzwi.
- Muszę – posadził mnie na pralce i wyjął wodę utlenioną, waciki, bandaż. – Czemu to robisz? – mówił pod nosem. – Po co niszczysz ciało.
-Nie ważne. Zostaw to. Nic mi nie jest-zeszłam z pralki i chciałam wyjść. Jak na złość znowu złapał mnie i posadził na wcześniejszym miejscu. – Czemu to robisz? Czemu chcesz mi pomóc? Zostaw mnie! Odpieprzcie się ode mnie! Od kiedy ja kogokolwiek interesuję?
Nie odezwał się.
-Proszę zostaw to. Nie chcę.
-Muszę.
-Nic nie musisz nic mi nie będzie.
- Muszę. Wiem jak to boli. Nie możesz tego robić – powiedział dokańczając swoja robotę.
- Nic nie wiesz!
- Wiem jak to jest się ciąć.
- Ale każdy ma inny powód. Jeśli przestałeś to znaczy, że byłeś silny i kogoś miałeś kto Ci pomagał. Ja jestem sama. Muszę to robić – powiedziałam spokojnie próbując się nie rozpłakać. Znowu się nie odezwał.
Ja już dłużej nie mogłam powstrzymać płaczu. Łzy ciekły mi strumieniami.
-Ej, spokojnie... -Powiedział łagodnie. Nie wiedziałam jak mam się zachować.
Starałam się uspokoić i powoli się uspokajałam.
Nawet nie wiem kiedy zaczęłam przysypiać. Ale gdy tylko się zorientowałam szybko od Niego odskoczyłam.
-Co się stało? - zapytał zdziwiony. Spojrzał w moje oczy co mnie zestresowało i spuściłam wzrok w dół.
-  Już jestem!  - zawołał głos z dołu. Pięknie Harry wrócił.
Przestraszona wybiegłam z łazienki i szybko poszłam do siebie.
- Lou? - zawołał.
- W łazience! - odkrzykną mu.
- Młoda śpi?
- Tak. Hazza... Musimy pogadać - tylko tyle usłyszałam zanim zeszli na dół.
 *Perspektywa Hazzy*
Lou zszedł na dół.
-O czym musimy pogadać? -Zapytałem lekko zdenerwowany. Pewnie znowu coś zrobiła....
- Twoja siostra... - zaczął.
- Co znowu przeskrobała? Znowu chce dostać? Czemu ta dziwka się nie słucha?!
-Ej, uspokój się nic złego nie zrobiła.
- Na szczęście. Jeśli by coś przeskrobała to by jej się znowu dostało. To o co chodzi? - zapytałem.
- Jak to znowu? - zapytał nie zwracając uwagi na moje pytanie.
-No po prostu. Nie słucha się. Siedzi na dupie i nic nie robi. Pytam się o co chodzi.
-Harry...bijesz ją?
- To jedyna dyscyplina dla Niej. Możesz łaskawie odpowiedzieć mi na pytanie? - zapytałem zdenerwowany tym, że muszę Mu spowiadać.
-Hazz...bo ona -zaczął się jąkać - ona...się...ona się okalecza....
- Co robi? - zapytałem.
-Ona...się...no....okalecza - nadal się jąkał.
- Tyle to słyszałem. Czemu to robi?
-Może sam mi powiesz?
- Ja... Ja nie mam.... Ja nie mam pojęcia...
-Dobra nie ważne...spadam do domu -powiedział i wyszedł.
Za nim się obejrzałem w salonie byłem sam.
*oczami Megan*
Nie słyszałam części rozmowy, ale usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Zaczęłam się modlić żeby Harry nie przyszedł do mojego pokoju. Nie chcę by tutaj przychodził. Znowu mnie pobije. Ciekawe czy Louis powiedział Mu. Czy powiedział o tym co widział na moich rękach. Siedziałam na łóżku zwinięta w kłębek i cicho płakałam.
- Siostra… - powiedział wchodząc do pokoju.
- Wyłaź stąd! Co powiedział Ci i będziesz się nade mną użalać? Mówiłam Ci już! NIE JESTEŚ MOIM BRATEM!
Nie posłuchał mnie i wszedł do środka.
-Wyjdź! - powiedziałam przez płacz.
- Nie płacz – powiedział i próbował mnie przytulić. Odsunęłam się od niego.
- Nie dotykaj mnie – powiedziałam.
- Boisz się mnie? – zapytał delikatnie. Dawno nie słyszałam takiego jego tonu skierowanego w moją stronę. Zawsze krzyczał. Spojrzałam na niego nie dowierzając. Bił mnie, poniżał, a teraz pyta się czy się jego boję? Czy on myśli?
-Nie...-skłamałam. Siedziałam na łóżku z podkulonymi nogami, mocno zaciskając ręce.
- Nie kłam – rzekł ostrzej. Po tym tonem moim ciałem przeszły dreszcze. Podszedł do mnie i złapał za rękę.
- To boli! – krzyknęłam przez płacz.
- To nie kłam! – krzyknął i już podnosił na mnie rękę gdy ktoś wszedł do pokoju.
- Puść mnie! - nie mogłam powstrzymać płaczu- Harry to boli!
- To nie kłam! – krzyknął- To nie kłam! – krzyknął i już podnosił na mnie rękę gdy ktoś wszedł do pokoju.
- Puść mnie! - nie mogłam powstrzymać płaczu- Harry to boli!
- To nie kłam! – krzyknął i już miał mnie walnąć gdy ktoś Go zatrzymał.
Wyrwał się i uderzył mnie w twarz z całej siły.
-Puść mnie!-Krzyknęłam zdzierając sobie gardło.
- Zostaw Ją do cholery Harry! – krzyknął chyba… Louis? Odciągnął Go.
– Ciiii… - przytulił mnie. Spojrzałam na Harrego. Trzymali Go, jego koledzy. Wyszłam szybko z pokoju i pobiegłam do łazienki gdzie jak najszybciej złapałam małe ostrze i wykonałam najgłębsze nacięcie ze wszystkich. Nie mogłam się uspokoić.
- Megg!! – krzyczał Louis. – Otwórz drzwi! – dobijał się do drzwi od łazienki. – Cholera! Zaraz je wyważę jeśli mnie nie wpuścisz!
Nie miałam ochoty tego słuchać. Zrobiłam drugie równie głębokie cięcie.  Poczułam ulgę, niestety tylko chwilową.
- Otwórz! – krzyczał inny głos którego nie znałam. – Proszę Cię…
- Megg! Proszę Cię… Megan… - mówił słabym głosem Lou.
- Otwieraj drzwi! – krzyknął Harry. Wystraszyłam się. Z nerwów zrobiłam trzecie nacięcie.
Kucnęłam w kącie i uspokoiłam płacz. Strasznie się bałam. Nie chciałam wpuścić tu nikogo a zwłaszcza Harrego. W dłoni mocno zaciskałam małe ostrze robiąc tam nie głębokie nacięcie.
- Megg? – zapytał głos. Już nie byłam w stanie rozpoznać głosów. Słyszałam je jakby przez mgłę.
Oczy miałam coraz cięższe. Starałam się nie zasnąć. Nie byłam wstanie wydusić z siebie słowa. Jedyne co usłyszałam ostatnie to huk upadających na ziemię drzwi.  Siedziałam na podłodze i nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Odpłynęłam w niebyt.
*perspektywa Liama*
Przyjechałem z chłopkami do domu Hazzy, gdyż nasz mądry Lou zostawił tam telefon. Mieliśmy jechać do klubu i zaciągnąć tam Harrego, ale po tym co tam zobaczyłem zmieniłem swoje plany. Usłyszeliśmy z chłopakami krzyk. Kobiecy. Pobiegliśmy w stronę źródła. A może raczej Louis pobiegł, a my za Nim szliśmy. Zobaczyłem jak Harry próbuje uderzyć dziewczynę.
-Zostaw Ją do cholery Harry!-Krzyknął Lou. Zabrał dziewczynę od Harrego i ją przytulił. My próbowaliśmy trzymać Hazze w miejscu.
- Ciii… - szepnął do niej. Ona spojrzała w naszą stronę i szybko podnosząc się i wybiegając z pokoju.
Usłyszałem tylko dźwięk zamykanych drzwi łazienki. Lou pobiegł w tamtą stronę.
-Megg!- krzyczał i dobijał się do drzwi -otwórz drzwi! Cholera! Zaraz je wyważę jeśli mnie nie wpuścisz! Natychmiastowo puściłem Harrego i pobiegłem za Nim. Dobijał się do drzwi, ale Ona nie reagowała na to. Tak jakby Jej tam nie było. Postanowiłem Mu pomóc.
- Otwórz! –krzyczałem i pukałem, a nie waliłem jak Lou, w drzwi. – Proszę Cię…
Zero odpowiedzi.
-Megg! Proszę Cię...Megan...-Louis ledwo mówił. Nagle przyszedł Harry i krzyknął głośno.
-Otwórz drzwi!
- Megg? – zapytał Lou kiedy Zaynowi udało się uciszyć Harrego. Nie miał już siły na takie zabawy, było to po Nim widać. Martwił się. Nie czekał dłużej spojrzał na mnie. Wiedziałem o co Mu chodzi. Pomogłem Mu wywarzyć drzwi. Zobaczyłem tam drobną dziewczynę z czymś błyszczącym się w ręku i krwią na ręce. O mój Boże. Nie…. To dlatego Lou się tak martwił. Krew była wszędzie, a Ona na ręce miała 3 głębokie cięcia, a w pięści ściskała żyletkę. Louis szybko do niej podbiegł. Dałem chłopakom znak żeby zostali i nie wchodzili. Poszedłem za Louisem chcąc mu pomóc.
- Nie. Lepiej zadzwoń na pogotowie – powiedział, gdy już klękałem przy ciele Megan. Wyjąłem telefon i wykręciłem numer.
Gdy miałem już dzwonić nagle lekko się poruszyła.
-L-l-o-u...-była strasznie słaba.
- Spokojnie… Jestem tutaj… Cichutko… Proszę, nie zasypiaj… - spojrzałem na Niego. Zależało Mu. Przytulił ją do siebie uważając na jej rękę. – Proszę Cię, nie zasypiaj…
- Zaraz będą… - powiedziałem. Resztkami sił spojrzała na mnie przerażona. – Pogotowie.
- N-nie – wyjąkała. – P-p-p-proszę n-nie.
-Csii...spokojnie...będzie dobrze -głaskał ją po plecach.
-N-ni-e ch-chcę szpi-szpita-tala...
- Musisz… Inaczej zginiesz…
- I-i tak-k-k bę-ę-dzie le-piej – wyszeptała, zamykając oczy.
- Nie! Megg! Proszę nie! Nie zamyka oczu! – krzyczał. Natychmiastowo wbiegli lekarze. Odciągnąłem Louisa by Im nie przeszkadzał.
-L-Lou?-nie zwracała uwagi na lekarzy.
Chciała wstać ale jej nie pozwolili. Widać było ze cierpi.
- Będę – powiedział. Lekarze siłą wynieśli ją z łazienki. Niby strasznie słaba, ale uparta.
- Coś Ty z sobą zrobiła? – krzyczał Harry.
- Zamknij się! – krzyknął Zayn.
- Niby czemu? Należy Jej się! – krzyknął. Lekarze wyszli z domu i wrócili karetką do szpitala.
- Możesz się zamknąć?! – zapytał Louis.
- Durnota kłamie to ma za swoje! – krzyknął na Lou. – A Ty co? Bronisz Jej?! Może się jeszcze zakochałeś!?
- Od kiedy bijesz dziewczyny ?? Co?? – szybko zmienił temat, chyba trafił w czuły punkt Hazzy.
-Nic jej nie będzie! Nie jest z porcelany! - wydarł się.
-Człowieku czy ty ja widziałeś?! -wtrąciłem się. – Jest cała poobijana i to tylko przez ciebie!
- Nie wierzę. Jak mogłeś zrobić coś takiego dziewczynie? – zapytał Niall odsuwając się od niego.
-Boże nic jej nie jest! A to ze sobie zrobiła małą rankę to nie moja wina!
-Ja spadam do szpitala -powiedział Louis i zszedł na dół.
- Jadę z Tobą. Ty – wskazałem na Harrego. – Weź się ogarnij. Niszczysz ją.
-Wcale nie-powiedział stanowczo.
- Nie wcale nie – powiedziałem sarkastycznie. – To nie przez Ciebie zaczęła się ciąć. Wcale… A mi tu kurwa czołg jedzie.
-Dobra nie przesadzaj...-powiedział i poszedł do siebie, ja dołączyłem do Lou.



*****************************************************************
Hej, hej i jak Wam się podoba rozdział drugi? Bardzo przepraszam że w weekend nie było go na stronie. Nie mogłyśmy się zgrać. Liczymy na komentarze.
                                                                                                   Mrs. Payne

Hejo!!
Z kilkudniowym opóźnieniem 2 rozdział. Starałyśmy się z Alesem (Olą) zrobić trochę dłuższy, ale zważając na to, że mam pracę do zrobienia i na to, że to dopiero 2 rozdział i nie chcemy żeby tak dużo się działo urwałyśmy. No to myślę, że w sobotę lub niedzielę będzie 3. Nie mam pojęcia. Hahhaha mam nadzieję, że się spodobał.
Juźek :*


Czytasz = komentujesz = uśmiech na naszych twarzach :D

6 komentarzy:

  1. BOSKI już nie mogę się doczekać kolejnej części <3

    PS Hej Oluś :* ~ Paulina D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oszsz kur... Kurcze no nieźle... Takie akcje w drugim rozdziale!?
    Aż boje się co będzie dalej xD

    Przez to że Louis ma tak duży wpływ na to opowiadanie to dajecie mi nadzieje że jednak mój pomysł zostanie wykożystany... Ale pewnie tak nie będzie xD

    " - Nie jesteś moim ojcem. Nie rozkazuj mi – powiedziałam obojętnie.". Smiałam sie tak że aż moja mama spytała się z czego się tak ciesze xD

    " - Siostra… - powiedział wchodząc do pokoju.". Teraz kur... Kurde to siostra tak!? Zaczyna mi na nerwy dzialac ten lokty osobnik płci męskiej...


    " - Durnota kłamie to ma za swoje! – krzyknął na Lou. – A Ty co? Bronisz Jej?! Może się jeszcze zakochałeś!?". Jak zaczelam czytać o tym że Lou tak sie martwi o nią to moje myśli schodzily na taki tor że może chcecie zrobić tak że Lou sie w niej zakocha... Mi tam taki scenariusz pasuje :)

    " -Boże nic jej nie jest! A to ze sobie zrobiła małą rankę to nie moja wina!" MAŁĄ!? Z tego co przeczytalam to mie byly jakieś tm małe ranki... Może by się przydało pójść do okulisty Herreh? Może jeszcze ten czołg Liama zauważyłeś!?


    Mam nadzieje że wszystko potoczy sie w dobrą strone...

    Heh troszeczke sie rozpisałam...
    Ale mam madzieje że te moje "wypracowania" wam nie przeszkadzają. Oraz wszystkie błędy ortograficzne i czasami brak polskich znaków też...

    Życzę wam weny i pozdrawiam :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie komentarze dają więcej weny. Dziękuję w imieniu moim i Oli. :D Cieszę, że się podoba. Hahahhaha więcej to ja robię błędów niż Ty. XD W tym opowiadaniu (choć 2 rozdział) naliczyłam już ich trochę. Jeszcze raz dziękuję. :***

      Usuń